Szantymaniak poleca:

Jesteś tutaj

Artykuły

Euroszantowa feeria wrażeń

Relacje

To już kolejne podejście do napisania czegoś o "Euroszantach", do tej pory wszystko lądowało w koszu. Minęło trochę czasu, a jednak nadal trudno mi wybrać z feerii dźwięków, uśmiechów i spotkań coś konkretnego. Każdy moment, każda osoba i każdy występ wydają się dla mnie

...

To już kolejne podejście do napisania czegoś o "Euroszantach", do tej pory wszystko lądowało w koszu. Minęło trochę czasu, a jednak nadal trudno mi wybrać z feerii dźwięków, uśmiechów i spotkań coś konkretnego. Każdy moment, każda osoba i każdy występ wydają się dla mnie ważne. Pierwsze wrażenie - dużo dobrej muzyki, wielu bliższych, dalszych a także nowopoznanych znajomych. No i przerażająco mało czasu na odpoczynek, a kiedyś przecież spać trzeba. Niestety w tym okresie nie było takiej możliwości.

 

DZIEN ZEROWY - CZWARTEK 04.09.2008


            Moja przygoda z "Euroszantami" rozpoczęła się w czwartek w sali kinowej, pokazem filmu "W poszukiwaniu legendy". Przeniosłam się razem z załogą jachtu s/y STARY na daleką Północ aby przepłynąć z nimi przez sławne North West Passage. Moja wyobraźnię opanowały biel lodu, błękit nieba, granat wody, brak drzew, opustoszałe równiny albo wzgórza, białe niedźwiedzie pływające pośród kawałków kry i foki wylegujące się spokojnie na brzegu. Zauroczyła mnie konfrontacją rdzennych mieszkańców tego zimnego zakątka na ziemi z grupką młodych ludzi, żyjących na co dzień w pędzącej przed siebie współczesności, realizujących swoje marzenia w tym nie zmienionym od stuleci świecie. Gdyby nie oni i ich podróż, nie mogłabym zwizualizować słów Spróbuj chociaż raz north-westowe przejście zdobyć...


            Ciepły i klimatyczny koncert irlandzkiej wokalistki Eleanor McEvoy, odbywający się potem w ArtCafe Muza, przeniósł mnie na łagodne wzgórza Zielonej Wyspy. Wraz z Eleanor wsłuchiwałam się w bicie serca, zastanawiałam się nad tęsknotą, próbowałam sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego czasem kobiety są same i skąd odnajdują w sobie taką siłę. Dzięki niej dowiedziałam się, że pomimo trudności dobrze jest żyć. Irlandka urzekła mnie swoim śpiewem, do tego stopnia że, kiedy zakończyła występ, podeszłam do niej aby jej podziękować i pogratulować tego, jak bardzo potrafi ująć słuchacza swoją muzyką i słowami. Ucieszyła się i wcale nie przeszkadzało jej, że wszystko to powiedziałam  w moim rodzimym języku.


            Na koncert Eleanor przybyli również Johnny Collins i Jim Mageean oraz Francuzi z zespołu Les Souillés de fond de Cale. Dzięki nim nieoficjalna cześć koncertu przerodziła się we wspólne śpiewanie znanych melodii a to po angielsku, a to po francusku no i za sprawą gospodarzy - po polsku. Momentami śpiewano w kilku językach równocześnie. Zrobiło się bardzo sympatycznie i międzynarodowo. Z żalem opuszczałam gościnną ArtCafe Muza, z której nieprzerwanie dobiegały mnie dźwięki śpiewanych tam pieśni.

 

DZIEN PIERWSZY  - PIĄTEK 5.09.2008
           

Kolejny dzień festiwalu rozpoczął się dla mnie rejsem po Irtyszu, w który to rejs zabrały mnie tą Łodzią Jeże. Tańcowałam z Małgorzatką i orylami. Obserwowałam zimne wody morza północnego i polowanie na wieloryby. Wiosłując po wzburzonych falach, spoglądałam na piracki okręt szykujący się do abordażu. Czułam gorące deski pokładu, wyprażone słońcem w czasie ciszy, zesłanej jako kara za uśmiercenie albatrosa. Takie obrazy potrafią wyczarować na scenie swoją muzyką Jeże.

 

W tym samym dniu odbyło się w tawernie festiwalowej spotkanie szantymaniaków. Było mnóstwo powitań i uścisków, szeroką strugą lał się szampan ufundowany przez właściciela portalu "Szantymaniak". Niektórzy Szantymaniacy mieli po raz pierwszy okazję zobaczyć się w "realu" , toteż rozmowy w tawernie festiwalowej przeciągnęły się do bardzo późna.

Mnie jednak ze spotkania przywołał pod scenę głos Eleanor McEvoy. Kolejny raz stwierdziłam, że ta Irlandka jest niesamowita. Dana nam jednak była tylko chwila zadumy podczas jej występu, bowiem po chwili na scenie ukazał się zespół, który również darzę sentymentem, mianowicie Tonam and Synowie. "Tonamy" jakiś czas temu powróciły z niebytu na scenę szantową, z czego bardzo się cieszę i z przyjemnością wysłuchałam ich koncertu.


         Kilka godzin później w tawernie festiwalowej wysłuchałam nocnego koncertu, chwilami nieco improwizowanych występów spontaniczność dodaje smaczku takim pokazom, żal było wychodzić, ale czekał mnie dlłuuuugi spacer do domu. Dzień pierwszy skończył się rankiem dnia następnego. Jakieś  dwie, trzy godzinki spania i karuzela zaczęła się kręcić od nowa.

 

DZIEN DRUGI - SOBOTA 06.09.2008


         Bardzo chciałam wysłuchać występów wszystkich zespołów, niestety - jak to bywa na wszystkich dużych festiwalach - nie udało mi się. Bogactwo propozycji programowych przekraczała moje możliwości percepcji, musiałam więc wybierać, a nie było to łatwe, bo skład zaproszonych zespołów sięgał prawie wyłącznie najwyższej półki i żal było odchodzić od sceny.

Wytchnieniem były stoiska "HALSU" i "JOTER-MUSIC", gdzie mogłam chwilę odpocząć na pożyczonym składanym krzesełku, podyskutować o lubianej muzyce i jak zwykle dowiedzieć się co warto by mieć w swojej własnej fonotece. Nie obyło się też bez małych zakupów - zostałam szczęśliwą posiadaczką kolejnej płytki. Przyznam, że kilkakrotnie wędrowałam w tamto przyjazne mi miejsce, słuchając stamtąd muzyki dobiegającej ze sceny nabierało się do niej pozytywnego dystansu.

 

DZIEN TRZECI - NIEDZIELA 07.09.2008

Z niedzielnego koncertu zapamiętałam przede wszystkim Les Soullies de fond de Cale śpiewających wspólnie z Bananami oraz pokazy tańca irlandzkiego. No i oczywiście nie dało się przeoczyć gwiazdy festiwalu. Zespołu Clannad pozwoliłam sobie słuchać z daleka, aby  móc objąć zmysłami całe widowisko. Zainstalowanie telebimu było doskonałym pomysłem organizatorów. Cieszę się że mogłam zobaczyć legendę irlandzkiej sceny muzycznej na żywo, choć dla mnie koncert był zdecydowanie za krótki choć grali pełne 90 min. Żałuję że nie było możliwości posłuchania ich w warunkach kameralnych, tak jak Eleanor w ArtCafe Muza. Cóż nie można mieć wszystkiego. 

 

 Podsumowując - festiwal zaliczam zdecydowanie do udanych. Myślę, że większość obecnych widzów - przekaże dobre wrażenia wszystkim, którym nie udało się dotrzeć tym razem  i kolejne Euroszanty będą cieszyły się rosnącą frekwencją. Duża różnorodność zaproszonych wykonawców sprawiła, że każdy mógł wśród feerii dźwięków i obrazów znaleźć coś dla siebie. Tegoroczny festiwal był dla mnie cudowny i wierzę, że następny będzie jeszcze lepszy. Z przyjemnością  poświęcę w przyszłym roku kolejne noce września, aby uczestniczyć w następnej edycji sosnowieckich Euroszant. Bardzo jestem ciekawa, jak to będzie. Wierzę, że organizatorzy ponownie spiszą się na medal

Ewa "E.T." Trela

 

ZDJĘCIA: Mariusz Bartosik, Ewa Trela 

Informację wprowadził(a): Ewa "E.T." Trela - godz. 1:26, 8 listopad 2008, wyświetlono: 1854 razy

@

wysłano: 10:50,8 listopad 2008

Chyba troche juz pozno na relacje...
Odpowiedz na ten komentarz
@

wysłano: 12:27,8 listopad 2008

Ale z drugiej strony lepiej późno niz wcale
Odpowiedz na ten komentarz
@@

wysłano: 20:30,8 listopad 2008

szkoda tylko, ze relacja niepełna - najwyrazniej autor budzil sie i zasypial co jakiś czas...
Odpowiedz na ten komentarz
Felix

wysłano: 20:30,9 listopad 2008

Trochę za mało zdjęć w galerii z imprez około-festiwalowych takich jak np. tawerna festiwalowa, warsztaty muzyczne, ,, za kulisami'' itp.
Odpowiedz na ten komentarz
Jaro20

wysłano: 10:14,10 listopad 2008

... zwłaszcza, że nie dane mi było uczestniczyć w festiwalu. Może następnym razem. Do anonimowych "przedpiśców" - zamiast krytykować - napiszcie wasze wrażenia i dajcie swoje zdjęcia.
Odpowiedz na ten komentarz
E.T. ;)

wysłano: 10:42,18 listopad 2008

Dziekuję Jaro za miłe słowa, mam nadzieje że w przyszłym roku będziesz osobiście, myślę że warto, bo impreza zacna
Odpowiedz na ten komentarz
Copyright © 2004-2010 SZANTYMANIAK.PL. Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Technologia: strony internetowe INVINI