Artykuły
Ile jest szanty w szancie, czyli co w piosence chlupie
Felietony
Kiedyś ktoś do mnie powiedział: "To ty grasz SZANTY??" Odpowiedziałem rozbrajająco: "Pierwsze słyszę!!" Prawda jest taka, że ogół nie wie, co to szanta i co nią nie może być.
Przez ostatnie lata z niejakim zdumieniem obserwuję niepokojące, jak dla mnie, zjawisko nazywania każdej piosenki traktującej o wodzie „szantą”. Równie dobrze można by z pełną bezkarnością każdy utwór słowno-muzyczny nazwać kantatą.
Oto co udało mi się ustalić w materii istoty szanty: „sea shanties” (potocznie „shanty”, czasem wymawiane „chantey”; słowo zapożyczone z francuskiego „chanter”, czyli śpiewać) to okrętowe pieśni pracy. Niektórzy przypuszczają, że shanty mogły być śpiewane już przed 15 stuleciem, jednak materiały źródłowe są nadzwyczaj skromne w tej materii. Szanty przetrwały bezpiecznie czas pierwszych parowców z końca 19 i początku 20 wieku. W czasach, gdy ludzka siła mięśni była jedyną dostępną na pokładzie statku, sea shanties oferowały praktyczne rozwiązanie: rytm pieśni dawał możliwość synchronizacji pracy marynarzy podczas pracy. Miały także zastosowanie socjalne: słuchanie i śpiewanie piosenek było przyjemne, zmniejszało nudę i ciężar codziennych obowiązków w czasach długich wypraw. Muzycznie szanty posiadają wiele różnych źródeł. „Spanish Ladies” są doskonałym galliardem (popularnym tańcem z 17 wieku). Piosenki takie jak „Fire Marengo” wyglądają jak wschodnioafrykańskie pieśni pracy, inne adaptują tradycyjne piosenki „folkowe”, jak dziewiętnastowieczna polka czy walc. Lirycznie, tak jak blues, szanty często nie mają spójnej treści lirycznej. Zwrotki następujące po sobie nie koniecznie muszą ze sobą się wiązać w jedną całość.
Niestety, nie wiadomo dlaczego, w Polsce, przyjęło się wrzucać do worka o nazwie „szanty” każdy przejaw „mokrej” piosenki. To poważne nadużycie. Szanty jako takie są jak łacina. To zjawisko zamknięte i skończone. Od prawie stu lat nie powstała żadna nowa szanta. To zapis historii, tradycji i ceremoniału morskiego w formie przystępnej dla dziewiętnastowiecznego analfabety (SIC!!). To, co dziś jest określane potocznie jako „szanty” jest po prostu pieśnią kubryku w najlepszym wypadku, zaś zwykle to piosenka żeglarska. Sea shanty to zjawisko obce nam kulturowo. W Polsce odzwierciedla tęsknotę za wolnością, której nie mieliśmy przez wieki, a w XX wieku przez dziesięciolecia. Sam dobrze pamietam, jak rodzice opowiadali mi kim był (wtedy był to czas teraźniejszy, czyli „jest”) Leonid Teliga. Doskonale pamiętam również Klub Siedmiu Kontynentów. Zasłuchiwałem się i „zaoglądowywałem” w opowieściach kapitana Baranowskiego. Czytałem o Operacjach Żagiel, etc... W socjalistycznych realiach żeglowanie gdziekolwiek to był w zasadzie jedyny niepaństwowy ruch społeczny. Festiwale piosenki żeglarskiej zaś były jedynymi niekontrolowanymi przez państwo zjawiskami muzycznymi. Nie było internetu, wujka Google, elektronicznych śpiewników, empetrójek, płyt kompaktowych. Rzeczywistość trudna do ogarnięcia dla dzisiejszych dwudziestolatków. Wtedy przynależność do społeczeństwa żeglarskiego była swego rodzaju nobilitacją. Pomimo że na śródlądziu, to środowisko dbało o świadomość nowych uczestników, pielęgnowało obyczaj morski (oczywiście nie do przesady), młodzi uczyli się od wyjadaczy… Dziś wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Dobry wujek Google wskaże miejsce gdzie są słowa i akordy, płyty można kupić w internecie, ba nawet nauczyć się grać na instrumencie można przez internet!! Tylko brakuje jednej rzeczy. Chęci przyswojenia elementarnej wiedzy i pojęć jakimi operuje się od setek lat. A one też tam są!! Trzeba tylko nieco się wysilić by ją sobie przyswoić.
Na forum trwa od jakiegoś czasu dyskusja, czy dla szerszego promowania kultury marynistycznej nie pogodzić się z potocznym znaczeniem słowa "szanta". Padają różne argumenty, że uzus, że słownik PWN, w końcu, że zrobi się zamieszanie. Jednak ze skromnego mojego doświadczenia, ważam, że nazywanie rzeczy po imieniu na dłuższą metę wychodzi na zdrowie. Nie będzie wtedy jeden młodzian do drugiego młodziana mówił: „ idę na szanty” i zasuwał na koncert Strefy Mocnych Wiatrów, Banana Boat, Mietek Folk czy innej kapeli, która de facto szant nie wykonuje. Pozostawmy szanty szantom, a całą resztę obejmijmy mianem "folk morski" czy "rock marynistyczny". Przywróćmy sens słowu "szanta". Przecież szanta = pieśń pracy, a nie „wszystko co o wodzie”. To do nas, wykonawców, autorów i szantymaniaków należy edukacja i wyprowadzanie z błędu tych, co nie wiedzą. Równajmy środowisko w górę, a nie w odwrotnym kierunku. Szant na lądzie się nie śpiewało, dziś się je wykonuje. Anglicy dla podtrzymania tradycji, Francuzi z sentymentu, a my z tęsknoty. Szanujmy historię i nie wypaczajmy jej poprzez nadużywanie terminów.
Informację wprowadził(a): Piotr "_blady" Adamiecki - godz. 22:12, 2 czerwiec 2010, wyświetlono: 7488 razy
Maciej Jędrzejko skąd: Sosnowiec/Tychy / Poland |
wysłano: 1:43,3 czerwiec 2010
Co najmniej 1/4 repertuaru Banana Boat to klasyczne szanty, i pewnikiem gdyby się uprzeć i odgrzebać co nieco to i cały koncert klasycznie szantowy dałby radę BB zaśpiewać. Musisz po prostu częściej bywać na koncertach :-)
A poza tym cieszę się, że w końcu zdecydowałeś się coś napisać i proszę rób to częściej :-) Będzie o czym dyskutować :-) Sssciskam Cię yen |
Odpowiedz na ten komentarz |
Paweł Jędrzejko skąd: Sosnowiec / Poland |
![]() |
wysłano: 21:44,5 czerwiec 2010 Maciej Jędrzejko Co najmniej 1/4 repertuaru Banana Boat to klasyczne szanty, i pewnikiem gdyby się uprzeć i odgrzebać co nieco to i cały koncert klasycznie szantowy dałby radę BB zaśpiewać. Musisz po prostu częściej bywać na koncertach :-)A poza tym cieszę się, że w końcu zdecydowałeś się coś napisać i proszę rób to częściej :-) Będzie o czym dyskutować :-) Sssciskam Cię yen A dodatkowo jeszcze - podobnie, jak współcześni latyniści są w stanie spokojnie napisać tekst po łacinie - my także możemy pisać szanty. Taką szantą - pisaną z założeniem, że ma się przy niej dać wykonywać zbiorową pracę - jest "Zęza". Przepróbowane :-) I zgadzam się z Maćkiem! Pisz, Bladzieńki, jak najczęściej! Uściski! Paweł |
Odpowiedz na ten komentarz |
Stefan Mikulski skąd: Brwinów / Poland |
wysłano: 9:20,6 czerwiec 2010
Słowo SZANTY jest wypromowaną od lat nazwą marketingową całości tego o czym mówimy. Nazwą doskonałą od której nie ma ucieczki.
Na Portalu SZANTYmaniak czytamy taką nowinę: "SZANTYmeni dla powodzian". Zgodnie z zapowiedzią domyślam się, że dla powodzian zaśpiewają Jim Mageean, Pat Sheridan i Shanty Jack. Czytam dalej: Anam na Eireann oraz Banana Boat. Oh. O ile trzymam za słowo i posłucham BB w pełnowymiarowym koncercie w którym zaśpiewają wyłącznie szantę klasyczną oraz nowoczesną autorską szantę, o tyle jestem ciekaw co z szanty zaprezentują Anam na Eireann. W czasach największej popularności szant w Polsce, hale jak Korona były pełne, podobnie jak amfiteatry festiwali mazurskich. Promocja nazwy handlowej SZANTY wygenerowała nowy gatunek muzyczny o nazwie SZANTY. To identyczne zjawisko jak powstanie nazwy gatunku PUNK/NEW WAVE - do jednego worka wrzucono nurt muzyczny i różne subkultury - ponieważ takie było zapotrzebowanie rynku. Dzisiaj nikt nie ma wątpliwości ani co do tego że PUNK/NEW WAVE to zarówno Pere Ubu jak i Sex Pistols - to jest ten sam GATUNEK. Banana Boat i Anam na Eireann to SZANTYmeni i tego się nie zmieni, podobnie jak nie zmieni się nazwy Portalu w którym jesteśmy w tej chwili. Napisałem tutaj: http://rockszanty.pl/2010/06/02/rower-szanty-rock-szanty/ "Dyskusje o ” zawartości szanty w szantach” jakie są nieustannie prowadzone w środowisku szantowym zabijają muzykę! [...] My cieszmy się muzyką, słuchajmy szanty klasycznej, pieśni a capella rozpisanych na głosy, poezji śpiewanej, folku, bluesa, jazza, rocka, punka czy metalu. Aby było to o pływaniu na morzu, jeziorach, rzekach, o ludziach którzy to robili czy robią. Cieszmy się tym, słuchajmy, śpiewajmy, tańczmy, przeżywajmy, stukajmy kuflami o stół, a jak kto umie – muzykujmy. Tradycja na tym nie ucierpi, spokojnie. Tradycja ucierpi jedynie przez ględzenie o niej, sztuczne ograniczenia i zakazy." |
Odpowiedz na ten komentarz |
Stefan Mikulski skąd: Brwinów / Poland |
![]() |
wysłano: 9:37,6 czerwiec 2010
Mam osobistą prośbę do Bladego, aby odniósł się do takich propozycji:
1 ."Muzykomarynistycznomaniak" 2. "MorskiFolk24.pl" 3. "PiosenkaZeglarskaiSzantaKlasyczna.Art.pl" 4. "Zespół muzyki celtyckiej oraz zespół śpiewający autorską muzykę marynistyczną a capella rozpisaną na harmonię wielogłosową - dla powodzian!" Tak w 2006 nikt z tutaj dyskutujących nie miał wątpliwości, że spotykamy się na szantach. Co więcej, takich wątpliwości nikt z tych osób nie miał jeszcze rok temu. Nagle okazało się bardzo ważne, żeby to wszystko nazywało się dowolnie inaczej niż SZANTY. Żeby słowa SZANTY należało się wstydzić. Komu na tym zależy? Kto chce zniszczyć SZANTY? To, co mnie najbardziej dołuje, to fakt, iż osoby którym powinno najbardziej zależeć na uznaniu terminu SZANTA (w sensie sea-shanty) jako gatunku muzycznego (tak jak New Wave została uznana za gatunek mimo totalnej niespójności muzycznej) - robią wszystko by SZANTA za gatunek uznana nie została. Żeby było nijako. Żeby nie wiedział o co chodzi. Widzę w tym rękę SzaNtana ;-) |
Odpowiedz na ten komentarz |