Artykuły
Jak na Mazowszu szanty śpiewali
Relacje
14 maja w siedzibie „Mazowsza” w Otrębusach pod Warszawą wieczorową porą było gorąco. Ze strugami deszczu do Matecznika przypłynęły zespoły: Zejman & Garkumpel, Banana Boat, Stare Dzwony, duet Andrzej Korycki i Dominika Żukowska oraz organizator imprezy Marek Majewski.
W nowoczesnym obiekcie „Mazowsza”, zbudowanym z funduszy unijnych, zabrzmiały szanty.
Rozpoczęli „Zejmani”, wyruszając na Mazury starą „Samantą” z Ursusa (zespół obchodził niedawno jubileusz 25-lecia działalności artystycznej). Rozkołysali publiczność. „Banany” rozśpiewały i prawie roztańczyły Matecznik, a niezawodne Stare Dzwony przypomniały stare pieśni kubryku. Dominika i Andrzej wprowadzili nastrój zadumy i nostalgii, a prowadzący koncert Marek Majewski – wyjątkowo w smokingu – w swoich reporterskich szantach wyruszył ze wszystkimi do Cannes.
Koncert podobał się publiczności, czego wyrazem były bisy każdego z wykonawców.
Tyle OLA LEWANDOWSKA - żeglarka, poetka.
* * *
Obszerniejszą i bardziej szczegółową relację napisał DARIUSZ NERKOWSKI - prezes Bractwa Zawiszaków. Oddajmy zatem głos jemu.
* * *
Sympatykom szant i bywalcom tawern spieszymy donieść, iż oto u progu sezonu żeglarskiego 2010 pojawiło się nowe, ciekawe, wręcz zaskakujące miejsce, w którym można będzie posłuchać czołowych wykonawców tego nurtu. Tak przynajmniej było w piątkowy wieczór 14 maja 2010. Tym miejscem okazał się być Matecznik zespołu ludowego pieśni i tańca „Mazowsze” mieszczący się w Karolinie pod Warszawą. Usytuowany w otoczeniu Lasów Chojnowskich Pałacowo-Parkowy Zespół Zabytkowy dysponuje świetną, wielofunkcyjną salą koncertową o wspaniałej akustyce, której walory docenił mieszkający nieopodal Marek Majewski. Szefowie Mazowsza ulegli namowom Marka i tak doszło do pierwszego w długiej historii tego miejsca koncertu szantowego.
A był to koncert znakomity. Zapewne publiczność, a przede wszystkim organizatorzy, mogli mieć przed rozpoczęciem jakieś wątpliwości co do wyniku zderzenia skandynawskiej elegancji tej sali, dalekiej od klimatu warszawskich tawern, z pieśnią żeglarską. Ale już pierwszy wykonawca, niezawodny w takich sytuacjach Mirek „Koval” Kowalewski, rozgrzał salę tak, że śpiewała i tańczyła wraz z nim i jego zespołem Zejman & Garkumpel. Nie było szans na przysypianie w wygodnych fotelach.
Potem do akcji wkroczyła grupa Banana Boat. Dla zespołu śpiewającego a`capella trudno sobie wymarzyć lepsze miejsce dla pełnego wybrzmienia głosów. Choć scenariusz składankowego koncertu nie pozwolił im zaśpiewać wszystkich swoich hitów, to i tak zdołali oczarować publiczność żywiołowością i potęgą głosu nie wspieranego żadnym instrumentem.
Zwieńczeniem wieczoru był występ Starych Dzwonów. Zespół wystąpił w pełnym składzie, poszerzonym o osobę Marka Majewskiego, który szybko przedzierzgnął się z prowadzącego koncert w wielofunkcyjnego wykonawcę i autora piosenek. Koronnym instrumentem Marka w partiach muzycznych utworów wykonywanych przez Stare Dzwony było banjo, świetnie uzupełniające brzmienie zespołu. To wprost nie do wiary, że przez tyle lat istnienia legendarnej grupy ten klasyczny instrument o charakterystycznej barwie nie zawitał na stałe w ich aranżacjach (o ile pamiętam, kiedyś, dawno temu, Rysio Muzaj dogrywał coś na banjo w jednym lub dwóch numerach). Warto było usłyszeć to jeszcze raz w nowym wykonaniu.
Z piosenką autorską Marek Majewski nie ma żadnych problemów, jako dawny bard wywodzący się wprost z ruchu piosenki studenckiej, a potem, aż do dziś, praktykujący satyryk (m.in. kabaretu „Pod Egidą”). Takiego Marka znają wszyscy, natomiast nie każdy wie, iż Marek to także żeglarz i Zawiszak, pływający od lat i mający na swoim koncie wiele piosenek napisanych na pokładzie kołysanym przez odległe morza. Marka w nowym wcieleniu można teraz posłuchać podczas występów Starych Dzwonów - może nie najmłodszych, ale trzymających wciąż dobrą formę, tryskających dowcipem i specyficznym poczuciem humoru.
Od kilku lat stałym kontrapunktem w ich występach jest blok piosenek wykonywanych przez znakomity duet Dominika Żukowska & Andrzej Korycki, wprowadzający odrobinę liryki w twardy, męski ton pieśni pracy. Tak też było i tym razem. Dominika czarowała swym ciepłym głosem, Jurek Porębski trąbką i najprawdziwszymi pieśniami o życiu na morzu, które znają nawet ci, co nigdy na niczym nie pływali, Rysio Muzaj klasyką, Andrzej brylował niedościgle na gitarze, zwłaszcza w wymyślonych przez siebie aranżacjach do trudnych fraz Frania Habera, a całością sprawnie dowodził Marek Szurawski, postukując jak zwykle zestawem „przeszkadzajek” przytwierdzonych do obu rąk.
Mimo że koncert kończył się późną nocą, długie bisy potwierdziły, że publiczność wciągnęła się bez reszty w klimat tego wieczoru. Sadzę, że koncert ten, zagrany w tym właśnie, nietypowym miejscu, był dobrą propozycją dla osób przedkładających słowo i pieśń oraz kontakt z wykonawcą ponad gęsty gwar tawerny, z którego te wartości trzeba umieć wydobyć. Nie wszyscy też zaliczają się do stałych bywalców tawern, śledzących na bieżąco kto, gdzie i kiedy gra, więc taka prezentacja czołówki polskiej sceny szantowej jest dobrą alternatywą dla kilku wieczornych wypadów do tawerny.
Warto w tym miejscu wspomnieć o ciekawym udogodnieniu dla widzów koncertów w Karolinie. Otóż bilet zakupiony na koncert zapewnia darmowy przejazd przez sponsora - kolej WKD (sala mieści się nieopodal stacji WKD Otrębusy, a pociągi kursują ze śródmieścia Warszawy). Szkoda tylko, że ceny biletów (od 45 zł) przewyższają ogólnopolską „średnią” szantową, co może w przyszłości zawęzić krąg bywalców tego miejsca. A szkoda by było, ponieważ gospodarz obiektu na pożegnanie zapowiedział chęć kontynuowania koncertów szantowych w Karolinie, wyraźnie uniesiony duchem pieśni morza i zbudowany gorącą atmosferą, jaką ten duch wniósł w tę dostojną salę.
TEKST: DARIUSZ NERKOWSKI oraz OLA LEWANDOWSKA (wstęp)
PEŁNA GALERIA ZDJĘĆ Z KONCERTU
Informację wprowadził(a): Ela "Kwiatuch" Kołodziejczyk - godz. 20:42, 15 lipiec 2010, wyświetlono: 8392 razy