Artykuły
Komercja - czyli jak zaorać pole
Felietony
Gdy zbliża się czas siania trzeba siać, gdy zbierania trzeba zbierać. Niby nic w tym dziwnego a jednak. Czy rolnik ogląda się na sąsiada, lub przypadkowych gapiów i bierze pod uwagę ich zdanie, gdy plony wynagradzają mu z nawiązką jego ciężką pracę i determinację? Nie! Robi
...Gdy zbliża się czas siania trzeba siać, gdy zbierania trzeba zbierać. Niby nic w tym dziwnego a jednak. Czy rolnik ogląda się na sąsiada, lub przypadkowych gapiów i bierze pod uwagę ich zdanie, gdy plony wynagradzają mu z nawiązką jego ciężką pracę i determinację? Nie! Robi swoje. Gdy śnieg przykryje pola, ma pełen spichlerz a nadwyżka zbiorów sprzedaną po dobrej cenie. Wieczorem, gdy zwierzęta w oborze nakarmione, oczyszczone, idzie do karczmy i zasiada obok swoich kolegów mniej lub bardziej zaradnych, kupuje piwo - innym też postawi (stać go) i pozwalając sobie na relaks, rozpoczyna dyskusję. Paradoks polega na tym, że niezależnie co usłyszy i kto co powie, on i tak wie swoje, a co najważniejsze, robi swoje. Jakby to powiedzieć ... "psy szczekają a on orze pole dalej". To jest dobry gospodarz.
Z wielką uwagą przeczytałem w drukowanym "Szantymaniaku" felieton Mirka "Kovala" Kowalewsiego zatytułowany "S.O.S. czyli nic nie rozumiem". Przede wszystkim wielkie podziękowania Mirku, za to, że postanowiłeś pisać dla "Szantymaniaka" i dzielić się swoimi felietonami. Miło jest znów Cię czytać.
"Koval" stawia pytanie o komercje mówiąc "O co chodzi?" (i tu paradoks - dobrze wie o co chodzi). Każdy ma swoje przemyślenia w tej materii. Mówi się o tym za kuluarami, ale nie ma publicznej dyskusji? Dlaczego? A no wydaje mi się, że boimy się, niewiadomo, z jakich powodów, przyznać do tego, że w gruncie rzeczy jesteśmy komercyjni, dążymy do tego, jednak oskarżenie o komercje jest równoznaczne z publiczną egzekucją.
Koval to dobry gospodarz. Uczył mnie podstaw działalności muzycznej/rynkowej, kiedy stawiałem pierwsze kroki na scenie szantowej. Miał racje w tym co mówił. Zna się On doskonale na swojej robocie. Felietonowe mylenie brandingu z brandy brzmi śmiesznie, ale On naprawdę doskonale wie w czym różnica. Mirek Kowalewski to jeden z prekursorów lunchingu szant do muzycznych wydarzeń telewizyjnych (wiele ich), celebrity kampanii outdoorowej dla Praktikera, "Nivea Błękitne Żagle", "Orlen" na Mazurach, zewnętrzny managment, profesjonalny PR, twórca osobowej marki "Zejman" ... sporo by wymieniać. Te ostatnie to standardowe narzędzia nowoczesnego handlu i komunikacji. Ale czy to jest złe? Czy należy podnosić larum, że coś jest narzędziem pracy, służy osiągnięciu zysków komercjalizuje działalność twórczą?
Swoje przemyślenia w tej materii mam już od dłuższego czasu. Pierwszym punktem zwrotnym w temacie, stała się dyskusja z Maćkiem Jędrzejko odbyta na "Szantach we Wrocławiu" kiedy rodziła się idea Szantymaniaka (byłem i jestem zwolennikiem komercjalizacji), drugim, odpowiedź Jurka Porębskiego, kiedy prosiłem go kilka lat temu abyśmy mogli zagrać na przez niego reżyserowanym koncercie w Giżycku. "Tutaj nie ma miejsca na zabawę, tu się muszą sprzedawać bilety" - rzekł.
Pierwsze pytanie jakie należy sobie zadać: Czym jest komercja? Kogo, jaki zespół czy gatunek można uznać za komercyjny, jak odróżnić wykonawców komercyjnych od niekomercyjnych? A może należy rozgraniczyć kwestie komercji od pasji?
komercyjny - przynoszący dochód, obliczony na zysk, uzależniający działanie od ekwiwalentu pieniężnego, towarowego itp.; dawniej - handel towarami (słownik PWN)
Komercjalizacja jest to ogół zmian mających na celu oparcie czegoś na zasadach komercyjnych (handlowych).W przypadku przedsiębiorstwa oznacza ono przystosowanie go do warunków gospodarki rynkowej. Pojęcie to odnosić się może jednak również do innych dziedzin ludzkiej aktywności. Np. komercjalizacja sztuki, gdzie jej dzieła stają się przedmiotem handlu, a sam proces twórczy podporządkowany jest osiągnięciu zysku, co wymaga dostosowania się do potrzeb odbiorcy (który staje się klientem), często kosztem artystycznej niezależności i jakości. Z tego powodu komercjalizacja postrzegana bywa jako zjawisko negatywne. (Wikipedia)
Krótko reasumując. Jeśli działalność przynosi dochód to jest komercyjna. Działalność koncertowa obliczona na zysk, lub też na dochód w wyniku, którego utracenia zespół przestaje istnieć jest komercyjna.
Ponieważ jest mało, a tak naprawdę chyba nie ma na naszej scenie zespołów, które żyją tylko i wyłącznie z szant trudno mówić, w ujęciu globalnym, o komercjalizacji "sceny szantowej".
Wszystkie zespoły czerpią wynagrodzenie ze swojej działalności muzycznej, więc są komercyjne. W swojej twórczości i działalności businessowej kierują się prawami rynku, wykorzystując podstawowe narzędzia handlu - są komercyjni.
Czyli ostatecznie mamy komercyjne zespoły na nie komercyjnej scenie szantowej.
Komercja wymaga profesjonalizmu. Komercyjny nie oznacza "pod publiczkę" i "kiepskiej jakosci", wręcz odwrotnie. Komercyjność w odniesieniu do pozycjonowanej usługi czy oferty może tylko i wyłącznie podnieść jakość rynkowego produktu (oczywiście w odniesieniu do zakładanej grupy celu, czy jak kto woli naszych klientów/słuchaczy/odbiorców). Komercyjny zespół może grać zawodowo "Keję", "4 piwka", "Hiszpańskie" itd., coverband - co jest jak dla mnie komercją nieetyczną, z najniższej półki, a może także komercyjnie przedstawiać swój autorki materiał. Tak jak np. "Szantymaniak" może być komercyjnym "szantofaktem", czy też komercyjnym "szantogeographic-iem".
Na tegorocznej "Zęzie" byłem uczestnikiem niesamowitej prelekcji kpt Jacka Wacławskiego z Wyprawy North West Passage. Cóż za wspaniała realizacja pasji i marzeń. Zwróciliście uwagę na sponsorów, zapowiedź filmu, zobaczcie na sam dół strony http://www.amundsen.pl/news/?name=inf_pra-07. Wszystko zrealizowane na najwyższym poziomie i komercyjnie. Czy po oglądnięciu tej prelekcji ktokolwiek pomyślał o komercji? Ja też nie. Właśnie takiej komercji wszystkim życzę. Komercji bez zatracenia, pozwalającej realizować pasje i marzenia.
To, co wybierzemy i jaką ścieżką pójdziemy zależy tylko i wyłącznie od nas. Bądźmy komercyjni i właśnie w tej komercji twórzmy nową jakość sceny szantowej. Sceny opartej o wartości i ideały, autorką twórczość, o pasje. I najważniejsze. To czy ktoś radzi, aby lemiesz prowadzić głębiej czy płyciej, bardziej w lewo lub prawo, to nie ma większego znaczenia. W szczególności, kiedy jego pole obrastają chwasty lub, co gorsza nie wie co to rola. Niech sobie mówi.
A pogadać zawsze można.
Bądźcie zdrowi
Bartosz "Bongos" Konopka
Informację wprowadził(a): Bartosz "Bongos" Konopka - godz. 21:46, 15 maj 2007, wyświetlono: 2472 razy
Paweł "Synchro" Jędrzejko |
wysłano: 0:11,16 maj 2007
Bardzo dobrze się stało, że Bongos podjął tę dyskusję publicznie: ważne jest, żeby wyjaśnić sobie, jak nasz szantowy światek funkcjonuje także po to, żeby zrozumieć zależności, jakie nadają mu kształt. Bongos ma absolutną rację mówiąc, że "zespół komercyjny" musi być zespołem profesjonalnym. Takie sformułowanie należy wyjaśnić. Profesjonalista to ktoś, kto swoją działalność traktuje zawodowo. Jeżeli zespół przyjmuje honorarium - staje się tym samym zespołem de nomine profesjonalnym, ponieważ wzamian za pracę otrzymuje płacę. To zaś - zobowiązuje.
1) Komercja a jakość.
Zespół, który wzamian za koncert otrzymuje wynagrodzenie, lecz jakość koncert pozostawia wiele do życzenia - nie może liczyć na to, że zostanie mu złożona kolejna propozycja: informacje o tym, czyje koncerty są świetne, a czyje marne krążą nie tylko wśród szantymaniaków, ale także wśród organizatorów festiwali i imprez oraz biznesmenów, którzy przekazują je sobie nawzajem i polecają lub odradzają wykonawców. Jeżeli koncerty są rewelacyjne - istnieje spora szansa, że zespół nie będzie w stanie przyjąć wszystkich propozycji, które staną się jego udziałem.
2) Gramy dla publiczności.
Publiczność wymaga wzorcowego szacunku. Artysta, który nie pracuje nad swoim warsztatem, poziomem wykonania, relacją z publicznością zakładając, że jest już wielki - plami się brakiem szacunku dla publiczności. Zespół profesjonalny znakomicie zdaje sobie z tego sprawę - także dlatego, że nie szanując publiczności nie może liczyć na pozytywny odbiór, a zatem także nie powinien spodziewać się zaproszeń wiążących się z honorarium. Komercyjność działalności artystycznej stanowi czynnik, który powoduje, że publiczność uzyskuje większą satysfakcję z udziału w koncercie.
3) Gramy także i dla siebie.
Nawet, jeżeli jakiś utwór nie nadaje się na koncert, bo jest "zbyt spokojny", "ma zbyt złożony tekst, by mógł stanowić czystą rozrywkę", "Zbyt długi" - nie oznacza to wcale, że nie zostanie nagrany, a nawet wykonany przed publicznością. Zespół komercyjny dobierze utwory tak, żeby doceniła je publiczność, ale nie oznacza to wcale, że nie nagra "nie-hitów" dla własnej przyjemności, jeżeli uzna, że chce tak uczynić. Z tego, na przykład, powodu Banana Boat nie wykonuje na scenie "Nowego Świata", "Panta Rhei", czy "Mile logi liczą" - to śliczne piosenki, ale "usypiają" publiczność na koncertach w Polsce. Jednak nie powstrzymało nas to od nagrania ich.
4) Zarabiamy na szantach.
Owszem, zarabiamy. Dzięki zarobionym pieniążkom możemy - na przykład - wydawać płyty, drukować koszulki, czy kupować niezbędny sprzęt: od strun i kalafonii, aż do samochodów, którymi przemieszczamy się na koncerty. Jednak nasze zarabianie ma jeszcze jeden ważny wymiar. Każdy z nas zazwyczaj pracuje na dwóch, a czasami na trzech etatach. Te etaty wymagają czasu, bardzo często czasu weekendów. Wówczas spotykamy się z dylematem: zarabiać na życie przez weekend, czy zagrać koncert. Honoraria za koncerty pozwalają nam ten dylemat rozwiązać na korzyść muzyki, którą przecież gramy i dla publiczności i dla siebie. Publiczność zaś nie zawsze przecież ponosi nakłady finansowe, bo wiele koncertów jest darmowych.
5) Komercja "etycznie wątpliwa"
Komercja etycznie wątpliwa to taka, która
a) wiąże się z korzyścią materialną wzamian za niską jakość
b) wiąże się z bazowaniem na cudzej twórczości
c) wiąże się z nieuczciwymi formami współzawodnictwa na "rynku"
6) Komercja a organizatorzy imprez
Organizatorzy imprez to często managerowie, dyrektorzy domów kultury, urzędnicy. Ich zadaniem jest dostarczenie rozrywki pewnej grupie odbiorców. Oni - kieruję się "przewidywanym efektem" i kosztami uzyskania tego efektu. Mając do dyspozycji ograniczony budżet zastanowią się dwa razy, czy zaprosić dwa dobre zespoły z okolicy czy jeden dobry zespół z daleka. Jeżeli zespół musi odliczyć sobie od gaży koszty transportu i noclegu, może się okazać, że do imprezy dopłaci. Mając tę świadomość, organizatorzy najczęściej zapewniają nocleg a bywa, że i posiłki - jednak to oznacza, że jeden zaproszony zespół z daleka kosztuje tyle, co dwa zespoły z okolicy. Jeżeli już na taki gest organizator się decyduje, musi wiedzieć, że zaprasza profesjonalistów, których koncert pozwoli mu osiągnąć założony cel. Komercja, która wiąże się z legalną umową i gażą, stanowi dla nich swoisty gwarant sukcesu.
7) Komercja a konkursy
Konkursy stanowią znakomitą formę "wejścia w rynek", ponieważ:
a) Uczestnicy konkursu jednocześnie dają się poznać publiczności i zyskują możliwość usłyszenia komentarzy jurorów, dzięki czemu się uczą;
b) Dają argument organizatorom imprez: organizator nie ponosi kosztów gaży, bo zespół konkursowy nie zarabia. Jednak, jeżeli występ będzie świetny - kolejne zaproszenie może już być zaproszeniem związanym z honorarium.
c) Zespoły konkursowe budują sobie własną publiczność i zdobywają fanów. Nie ma zespołów profesjonalnych bez fanów!!! Fani - to podstawa.
d) Mój własny zespół jeździł po wszystkich konkursach przez pięć lat. I jeździłby dalej, bo konkursy uwielbialiśmy! (Ciekawe, co na ten temat myślą inni?)
8) Komercja a warsztaty
Warsztaty - profesjonalnie prowadzone - przynoszą dochód organizatorom. I słusznie, bo przecież Ci dzielą się swoją wiedzą i ciężko pracują. Zespoły - płacąc za warsztaty - szlifują jakość.
Podsumowanie: przygotowanie każdego utworu wiąże się z pracą, na którą potrzeba czasu i energii. Każdy występ artystyczny - wymaga nakładów energetycznych i przygotowania. Każdy wyjazd - kosztuje (transport, nocleg, posiłki). Zespół komercyjny, to zespół który nie "dokłada" do takich działań, a korzyści finansowe motywują go do cięższej pracy, nieustannego szlifowania warsztatu, pisania nowych utwórów, mierzenia się z najlepszymi w czasie, które pieniądze za koncerty i płyty mu kupują, a nie w czasie wydartym rodzinie czy pracy.
Dlatego uważam, że nie płacenie za pracę jest niemoralne, demotywujące i ostatecznie przynosi spadek jakości tego, co się na scenie robi. Nawet jeżeli tę pracę wykonuje się z miłości.
Pozdrawiam serdecznie,
Paweł "Synchro" Jędrzejko
Banana Boat
|
Odpowiedz na ten komentarz |
Ela |
wysłano: 5:1,16 maj 2007
Wątek na temat tego artykułu na forum Szantymaniaka znajdziecie tutaj: http://forum.szantymaniak.eu/viewtopic.php?t=1095
Pozdrawiam,
Ela Chrobot
("Elik")
|
Odpowiedz na ten komentarz |
Antek Stalich |
wysłano: 6:29,16 maj 2007
...na Forum Szantymaniaka, sekcja Wykonawcy -> Wokół Sceny -> Komercja a zawodowstwo.
|
Odpowiedz na ten komentarz |
gromuś |
wysłano: 8:4,16 maj 2007
Nareszcie ktoś o tym zaczął dyskutować otwarcie. Zgadzam się w 100% z tezami Bongosa.
|
Odpowiedz na ten komentarz |
scovron |
wysłano: 21:34,16 maj 2007
Hmmm... Szanty możemy pojmować jako świadectwo pewnej historii, dokumentem mówiącym zarówno expressies verbis, jak i choćby samą specyficzną formą o przeszłości - w takim ujęciu są eksponatem muzealnym i jako takie - nie podlegają wartościowaniu w kategoriach "komercji".
Natomiast jeśli potraktujemy je w sensie szerokim, jako ciągle żywy, na bieżąco rozwijający podgatunki, nurty i trendy gatunek muzyki - to oczywiście z definicji stają się "komercyjne", gdyż komercyjny jest każdy żywy przejaw kultury. Kultura dopóki żyje, dopóty walczy o "bycie zauważoną", o "wykreowanie mody".
Szanty to komercja - ale głupie byłoby zabarwianie tego zwrotu wydźwiękiem pejoratywnym. Jest to przecież zaledwie stwierdzenie faktu, a nie ocena - więc też i obrażać nie ma się o co:)
pozdrawiam
|
Odpowiedz na ten komentarz |
Ela Bender |
wysłano: 19:25,20 maj 2007
Dla mnie - miłośniczki szant - nie ma znaczenia, czy wykonawca ma różne źródła dochodu, czy tylko utrzymuje się ze sceny. To, co jest faktycznie istotne, to sposób w jaki wykonawcy traktują swoją "pracę" i publiczność.
Nie bawią mnie koncerty rozpoczynające się z godzinnym opóźnieniem, od niechcenia wykonywane utwory i 30-minutowe przerwy, ani wykonawcy gaszący pragnienie w trakcie koncertu piwkiem, skutecznie zaburzającym odbiór przez nich rzeczywistości.
Może najwyższa pora zastanowić się nad jakością koncertów i zacząć coś w tym kierunku zmieniać, póki jeszcze nie jest za późno.
Pozdrawiam wszystkich "zakochanych w żaglach" a szczególnie wykonawców profesjonalnie wykonujących "swoją pracę"
|
Odpowiedz na ten komentarz |
Koval |
wysłano: 11:0,21 maj 2007
Po pierwsze: Bongosa, który tak szybko zareagował na mój felieton w „Szantymaniaku”, zawsze uważałem za niegłupiego faceta. Ale jego głęboka wiedza rolnicza rzuciła mnie na kolana, z której to pozycji nie mogę wstać, gdyż artretyzm, uwiąd starczy i reumatyzm na to mi nie pozwala. A zatem nie mogę w tej sytuacji jeździć na koncerty, by zarabiać komercyjnie na życie. W związku z powyższym jako winny tego stanu Bongos, musi wziąć mnie na utrzymanie! Ja w każdym razie się cieszę…
Po drugie: Naprawdę nie wiedziałem, że jestem lunchingiem szant. Dawniejsze oglądactwo z ewentualnym dupcingiem dziś nazywa się : KASTING! A ja w tym wszystkim się połapać naprawdę nie mogę i szczerze mówiąc… nie chcę!
Po trzecie: Wyczerpująca wypowiedź Pawła Jędrzejki właściwie zamknęła temat. I o czym tu gadać jak nie ma o czym mówić? Bongos jak i Paweł mają absolutną rację! Wszystkie argumenty są trafne! A są ode mnie dużo młodsi. To jak (do cholery!..) mam się wymądrzać, być ważnym i potrzebnym, jak młodsi wszystko wiedzą! Czas odejść, jeśli młodym nic się nie ma mądrego do powiedzenia. Zwłaszcza, że to oni wiedzą co to lunching! Jedyna pociecha to fakt, że o swoją emeryturę mogę być spokojny, bo oni na nią zarobią.
Po czwarte: Do d….. z taką dyskusją!!!! A gdzie głosy, które bardzo często słyszę, że przez komercję „ruch szantowy” nie jest ten sam co dawniej. Że już nie śpiewa się przy ogniskach, bo wykonawcy każą sobie płacić. Że ….itd. itd.
Żeby się na siłę trochę jednak pomądrzyć, poprzeglądam wypowiedzi z internetu, które przyniosła mi nieoceniona managerka Agnieszka, wiedząc że sam bym ich tam nie znalazł.
I tak: dziękuję Ani Korzon za wypowiedź. Kocham Cię Aniu, gdyż jesteś natchnieniem do następnego mojego komercyjnego felietonu w drukowanym„ Szantymaniaku”. Tytuł będzie: „O MANIU W D… SŁUCHACZY”. Obiecuję!
Pozdrawiam Dziadka Władka!!! Ja od razu zrozumiałem to, co młodszym kolegom musiałeś tłumaczyć osobno. Hi hi! Nie martw się Władku. Oni z wiekiem też nabiorą dystansu do samych siebie. A my już się tego dorobiliśmy!
Cenię sobie wypowiedzi Michała Nowaka z K.Koźla (Pozdrawiam serdecznie!). Nie do końca tylko zrozumiałem: Czy opisany przez niego fakt, że 25-ciu tysiącom ludzi podobali się grający zawodowo diskopolowcy, to… dobrze czy źle? Że za mało ludzi, czy …co? Ja np. marzę o zagraniu przed tak licznym audytorium.
Bardzo fajna wypowiedź Antka S. Musi być człowiekiem estrady, bo opisuje sprawy o których przyjaciele z tamtej strony rampy rzadko wiedzą. Cholera!! Chciałbym popolemizować, ale Antek we wszystkim ma rację. Promocja imprez, wykonawców, to osobna sprawa wymagająca szerszego obgadania. Pierwszy raz natomiast w swej 22 letniej działalności wpadło mi w oczy określenie „kibole szant”. Bardzo chciałbym wiedzieć, co autor miał na myśli, bo może być fajny temat na felieton.
No!... chyba coś znalazłem! Kolega Posty:1289 co to nie lubi Mandaryny. Zgadzam się że TV zarżnęła festiwal w Mrągowie. Podejrzewam, że Jarocin też i parę innych. Ale prawdą jest też sprzeczność w samym zestawieniu np. szant z estradą. To są cholernie różne światy. Ja akurat nie śpiewam szant, ale to i owo o nich wiem. Wiem, że jako monotonne pieśni pracy starych pokładów nie były pisane na estradę. Bo tam nie da się ich słuchać. Z faktem nudności szant zgadzają się stokroć lepsi ode mnie fachowcy tacy jak M. Szurawski i Jurek Rogacki, który kiedyś przytaczał mi odnośne angielskie przysłowie. Skoro jednak szanty na tę estradę zostały zawleczone, to oczywistością jest fakt ich przeobrażania i dostosowania do wymogów sceny. Gdy na Shanties w Krakowie słuchałem zawodowców z Anglii, to po 15-stu minutach miałem dosyć. A np. RO 20, Bananów, Klangu mogę słuchać godzinami. Mam jednak wtedy świadomość, że pięciu facetów cyzelujących współbrzmienie wokalne na scenie, jest tak samo daleko od prawdziwych szant jak ja od teatru kabuki. Następnym krokiem po estradzie jest telewizja, która również rządzi się swoimi, jeszcze nieco innymi prawami. Oczywistością jest, że w okresie największej popularności szant w Polsce, telewizja MUSIAŁA się nimi zainteresować. A ponieważ to MY byliśmy gośćmi tego medium więc to MY musieliśmy się dostosować do obyczajów gospodarza. I tak kosztem kompromisów estetycznych z naszej strony, dzięki TV o tym co robimy, dowiedziała się ogromna rzesza oglądaczy. A prawdą jest też niestety, że ogląda TV tzw. średni widz. A jak taki średni widz wygląda, każdy widzi. Z czasem moda na szanty minęła i TV dała nam spokój. Czy jednak fakt udziału szant w estetyce TV zabił coś w tym co robimy? Śmiem sądzić, że nie! Ortodoksyjny wielbiciel chropowatych szant znajdzie bez trudu wykonawców, którzy zrobią mu dobrze. Ktoś, kto ma gdzieś tradycję i historię a jest wielbicielem ostrego grania, też ma u nas kogo posłuchać. Podobnie jak słuchacz poezji w nastrojowych klimatach z morzem w tle itd. itd. Jedynie wielbiciele brzmienia keibordu nie mają tu czego szukać. Kolega Posty:1289 jest przeciwny wrzucaniu szant do jednego wora z Mandaryną. A ja miałem ogromną frajdę występowania z Mandaryną!! A było to tak:
W zeszłym roku graliśmy na imprezie gdzie gwiazdą była Mandaryna. Dla gmin wokół jez. Siemianowskiego występ takiej gwiazdy był nie byle jakim wydarzeniem. Przed sceną zjawił się więc parotysięczny tłum słuchaczy. Czas oczekiwania na gwiazdę wypełniał występ zespołu ZEJMAN I GARKUMPEL. Słuchacze , którzy przyszli wcale nie na nasz występ, sygnalizowali coraz większą sympatię dla tego co gramy. Niekłamany końcowy aplauz i powtarzające się bisy, spowodowały nerwowe reakcje takiego chudego kurdupla z ekipy gwiazdy, który w końcu kazał nam sp……lać ze sceny. Gratulacjom i serdecznościom nie było końca, gdy przepychaliśmy się przez tłum po zejściu ze sceny. Tak więc dzięki występowi gwiazdy, mogło nas wysłuchać i polubić parę tysięcy ludzi, którzy w życiu by o nas nie usłyszeli. Może niektórzy z nich kiedyś z własnej woli przyjdą na nasz koncert? Może ktoś z nich zainteresuje się muzyką spod znaku wiatru i wody i cały ruch zyska nowych wiernych fanów? Nie wiem. Nam występ z Mandaryną w niczym nie ujął, a wręcz przeciwnie…
Podobnie jak wspólne występy z G.Turnałem, Malajkatem, Zamachowskim, Daukszewiczemi innymi, czy z zespołami „Varius Manks” „Łzy” czy „Ich Troje” w wielu przedsięwzięciach nie były dla mnie żadną ujmą. Wręcz przeciwnie. Wiele się nauczyłem i za to losowi jestem wdzięczny.
Chcę osiągnąć sukces, czyli ze swoją twórczością dotrzeć do jak największej widowni. I jeszcze z tego żyć Nie mam pojęcia o nutach i jako inżynier elektroenergetyk nie mam innej szansy bycia zawodowcem na scenie niż uczenie się od tych co ten sukces już mają. Nic innego nie robię, tylko udeptuję deski estrad i z tego tylko żyję. Dzięki tej robocie mam wielu przyjaciół po obu stronach sceny. Na razie to jest mój sukces i ogromne szczęście. Kocham to co robię i chcę by to trwało jak najdłużej. Mam świadomość swych porażek i osiągnięć. Już wiem na pewno, że nie można wszystkim się podobać i z czasem nabieram coraz więcej pokory do tej roboty. Ale choć znam już wiele prawd estradowych, to dopiero mam nadzieję, że zrobiłem choć tyci kroczek w kierunku … ZAWODOWSTWA!!!.
PS. A szanty w jednym worze wszystkich Mandaryną? Nie bójmy się. Same się wybronią!
Pozdrawiam wszystkich czytaczy i interlokutorów i zapraszam na moją indywidualną (na razie bardzo skromną) stronę www.myspace.com/kovalmusic
|
Odpowiedz na ten komentarz |
Antek Stalich |
wysłano: 10:20,22 maj 2007
... szkoda, że nie ma Cię na Forum. Poproś może Aggi aby wyszukała dla Ciebie temat Szantymeni -> Wokół sceny -> "Kibole szant i parowozy koncertowe". Jest to temat nr 329.
W skrocie, kibole szant to ludzie, ktorzy w tawernach pojawiaja sie glownie celem szybkiego oproznienia kilku kufli, a potem wydaja z siebie okrzyki: "Hiszpanskie!" 'Biala sukienka!" 'Dzietakeja!" i tym podobne.
Kibole szant to takze przytomniejsi nieco mlodzi ludzie, ktorzy z naszej muzyki znaja tworczosc moze tylko jednego zespolu i na festiwalu w czasie wystepu powiedzmy Czterech Refow czy Zejmana & Garkumpla spiewaja mocarnymi glosami takie na przyklad 'football chants': "Bo burza na nas wali!", bez najmniejszego respektu dla znajdujacych sie na scenie wykonawcow i ich pracy. Tak, Koval, byles w Charzykowych i slyszales...
Parowozy koncertowe zas, to ludzie, ktorzy w zadymionej i niewentylowanej tawernie odpalaja jednego papierosa od drugiego i lekcewaza prosby niektorych swiadomych wykonawcow o powstrzymanie sie od palenia na czas wystepu. (Dodam, ze jestem namietnym palaczem).
Pozdrawiam serdecznie,
Antek
|
Odpowiedz na ten komentarz |