Artykuły
Na szantach nie może być smutno - o "Węgoszantach" rozmawiamy z Mirosławem Błudzieniem
Wywiady
"Węgoszanty" po kilkuletniej przerwie w ubiegłym roku powróciły na węgorzewski plac Wolności. W tym sezonie będą trzecią pod względem wielkości (po festiwalach w Giżycku i Mikołajkach) imprezą szantową w Krainie Wielkich Jezior Mazurskich. A w ...
"Węgoszanty" po kilkuletniej przerwie w ubiegłym roku powróciły na węgorzewski plac Wolności. W tym sezonie będą trzecią pod względem wielkości (po festiwalach w Giżycku i Mikołajkach) imprezą szantową w Krainie Wielkich Jezior Mazurskich. A w przyszłych latach ma być jeszcze ciekawiej.
Kolejne "Węgoszanty" odbędą się już w sobotę 9 sierpnia (nawiasem mówiąc, to wyjątkowy weekend dla polskich szant - w ciągu najbliższych trzech dni odbędzie się w całym kraju aż sześć festiwali szantowych!). Festiwal organizuje Węgorzewskie Centrum Kultury, którego dyrektorem od jesieni 2007 r. jest Mirosław Błudzień. Postanowiliśmy zatem porozmawiać z panem dyrektorem o nadchodzącej imprezie.
Przypomnijmy, że Mirosław Błudzień wcześniej był wieloletnim dyrektorem "Szant w Giżycku". W tej roli udzielił nam wywiadu trzy lata temu.
Szantowa Polska poznała pana jako wieloletniego dyrektora Giżyckiego Centrum Kultury i zarazem "Szant w Giżycku". Jak pan się znalazł w Węgorzewie?
Mirosław Błudzień: Po prostu skończył się pewien etap. Wiązało się to również z tym, że już dłużej nie mogłem być dyrektorem GCK ze względu na podjęcie funkcji radnego w Giżycku. Władze Węgorzewa ogłosiły konkurs na dyrektora Węgorzewskiego Centrum Kultury, więc przystąpiłem do niego. Pan burmistrz obdarzył mnie zaufaniem i prowadzę tę placówkę kulturalną.
Czy reaktywacja "Węgoszant" była pana pomysłem?
Nie. Zanim zostałem dyrektorem byłem zastępcą dyrektora i już w ubiegłym roku pracowałem przy organizacji imprezy z Barbarą Białobrzeską, moją poprzedniczką. Impreza podobała się, było sporo ludzi, więc warto to kontynuować. Natomiast to absolutnie nie jest mój pomysł. Ta impreza należy do Węgorzewskiego Centrum Kultury.
Jaki punkt programu nadchodzącego festiwalu jest pana zdaniem szczególnie godny polecenia?
Nie nazwałbym tego festiwalem. Tej imprezie daleko jeszcze jest do miana festiwalu. Nazwałbym ją dużym koncertem szantowym. Program jest pomyślany i dla starszych, żeglarzy w kwiecie wieku, i dla nieżeglujących sympatyków, jak również dla dzieci i ich rodziców. Ciekawym punktem będzie występ zespołu Duchy. Będą promowali swoją nową płytę, sami nam to zresztą zaproponowali. Na 18:00 zapraszamy serdecznie dzieciaki, będzie koncert z konkursami. Cały blok jest pomyślany w ten sposób, by napięcie i rozbawienie publiczności osiągnęło na koniec swoje... apogeum to za dużo powiedziane, chcemy by wszyscy dobrze się bawili.
Wspominał pan o planach rozwoju festiwalu w kolejnych latach.
Wpływ na to ma kilka czynników. Zacznijmy od tego, czy pozyskamy odpowiednie środki. Chęci zawsze są ogromne, ale później przychodzi brutalna rzeczywistość, w której trzeba ludziom zapłacić, mieć odpowiednią reklamę, odpowiednie wejście w media. Nie wszystkie są tak bezinteresowne jak "Szantymaniak", który wchodzi na zasadzie barteru. Niektóre media są komercyjne i za pewne rzeczy trzeba płacić. Cała oprawa medialna składa się na obraz festiwalu i bez tego dzisiaj nie można zorganizować żadnej imprezy, bo staje się ona nawet nie niszową, ale po prostu malutką imprezką. Internet, prasa, każdego rodzaju media są bardzo istotne.
Chciałbym rozbudować imprezę o jeden dzień, być może o koncerty kameralne, nie na dużej scenie. Być może też o konkurs. Konkurs jest fajną rzeczą, stymuluje poszukiwania. Nie oszukujmy się, szanta jest w tej chwili formą dość sztywną. Ja sam odczuwam, że należy poszukiwać nowych rozwiązań harmonicznych, melodycznych, być może instrumentalnych.
Chciałbym zapytać o zespół North Wind. Dwóch jego członków mieszka w Węgorzewie, ale grupa nie zagra na "Węgoszantach".
Tak, ale na wszystko przyjdzie czas. To nie jest tak, że my pomijamy kogoś czy układamy program tylko dla Węgorzewskiego Centrum Kultury, sami sobie. Układamy go dla publiczności. Musi zgrać się kilka czynników: jakie mamy możliwości finansowe na zakup danych produktów artystycznych, jakie dane zespoły prezentują wartości warsztatowe - w grę wchodzi intonacja, warsztat instrumentalny. Nie ukrywam, że impreza musi być dynamiczna. Często słuchamy głosu "ludu", żeby nie było za smutno na tych szantach. No i jeszcze my mamy termin stały, a zespoły mają różne plany - to też wpływa na ich dobór.
Poza osobą Grzegorza Tyszkiewicza program "Węgoszant" w tym roku nie pokrywa się z programem "Szant w Giżycku". To przypadek, czy umówili się państwo z dyrekcją Giżyckiego Centrum Kultury?
To zupełnie przypadkowa okoliczność. Absolutnie nie konsultowaliśmy tego z dyrekcją GCK, jest to robione zupełnie niezależnie.
Jak pan ocenia rozwój "Szant w Giżycku" w ostatnich latach? Czy po odejściu ze stanowiska dyrektora GCK gościł pan na szantach w Twierdzy Boyen?
Tak, otrzymałem zaproszenie na giżyckie szanty. Co prawda w tym czasie były Dni Węgorzewa, ale jeden dzień się nie pokrywał, więc byłem. Później byłem też w sobotę późnym wieczorem, po zakończeniu koncertów podczas Dni Węgorzewa.
Powiem tak: życzę nowej dyrekcji, aby impreza się rozwijała. Pozwoli pan jednak, że nie będę jej oceniał jako były dyrektor.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w realizacji planów związanych z festiwalem.
Program imprezy w dziale Koncerty.
Rozmawiał: Michał NOWAK
Na zdjęciach: Orkiestra Dni Naszych na "Węgoszantach" w 2007 r. (foto: Grzegorz LIS).
Zobacz także
W naszym archiwum
Informację wprowadził(a): Michał Nowak - godz. 10:16, 7 sierpień 2008, wyświetlono: 1944 razy
jachu |
wysłano: 11:36,19 sierpień 2008
...porządny sprzęt i bardzo dobry akustyk. Obsługa sceny sprawna. Ochroniarze na miejscu. Bar piwny wygrodzony - nie można było szwedać się z plastikowymi kuflami i rzucać nimi byle gdzie.
Publika również dopisała, no a miejsce bardzo malownicze.
|
Odpowiedz na ten komentarz |