Szantymaniak poleca:

Jesteś tutaj

Artykuły

Perło-Bananów amerykańskie przypadki :-)

Reportaże

Na Okęciu zebrała się w końcu cała Perłowo-Bananowa ekipa,  oraz para zaprzyjaźnionych osób (:*)  Wyraźnie czuło się podniecenie i gorączkę podróżną u wszystkich. Zdecydowana większość z nas z wyjątkiem jednego zsynchronizowanego amerykanisty,  nigdy nie była

...

Na Okęciu zebrała się w końcu cała Perłowo-Bananowa ekipa,  oraz para zaprzyjaźnionych osób (:*)  Wyraźnie czuło się podniecenie i gorączkę podróżną u wszystkich. Zdecydowana większość z nas z wyjątkiem jednego zsynchronizowanego amerykanisty,  nigdy nie była po tamtej stronie oceanu. Zapewne jeszcze sporo wody z Niegocina by wyparowało zanim mielibyśmy szansę zobaczyć Hamerykię, gdyby nie to, że wyjeżdżamy tam jako szantymeni na zaproszenie Polskiego  Klubu Żeglarskiego w Nowym Jorku. Planowo mamy zagrać 2 koncerty w ramach Festiwalu Szanty w Nowym Jorku i w związku z jubileuszem 15-lecia klubu.


Ekipa Perło-Bananów rozsiadła się w lotniskowym barze a Doktor wygłupia się do kamery i komentuje z manierą  typu "Bogusław Wołoszański":
 
Na lotnisku Okęcie 11-go października 2005 roku spotkały się dwa zespoły. Ich obecność nie jest tutaj przypadkowa. Oto zespół Banana Boat z towarzyszeniem zespołu Perły i Łotry (hehe) wylatuje do-  Stanów Zjednoczonych. Kiedy 3 miesiące temu do Wojciecha Harmansy "Muzyka"  zadzwonił telefon, który zidentyfikował się z dwoma zerami z przodu - nikt nie mógł przypuszczać, że to będzie początek wielkiej przygody...

 

obejrzyj filmik  - kliknij prawym i zapisz albo otwórz bezpośrednio ze strony 11MB,  DivX ]


 
Nikt nie ma już najmniejszych wątpliwości... zwariowany wyjazd rozpoczął się na dobre. Od tego momentu Gramat (niech go dunder świśnie!) jeszcze kilka razy będzie nabijał się z biednego Redaktora Naczelnego Szantymaniaka , który dzielnie pracował nad materiałem fotograficznym z wyjazdu.  
 
Przez odprawę i niezliczone bramki, roentgeny i inne stanowiska monitoringu antyterrorystycznego przeszliśmy bez niespodzianek, zasiedliśmy w samolocie i czekaliśmy na start. Po chwili usłyszeliśmy silniki samolotu... Dla Wojtka "Muzyka" Harmansy  podróż była szczególnie emocjonująca albowiem po raz pierwszy w życiu miał lecieć samolotem! 

 
Tomek nerwowo patrzył na skrzydło i podczepiony pod nim silnik. Rrrany jak on nie cierpi latać ;-). Faktycznie  widomość o tym że w Nowym Jorku jest akurat podwyższony stan gotowości antyterrorystycznej była nieco informacją... -  uuuch walniemy pokałdóweczkę i będzie dobrze!
 
Samolot wystartował pięknie i wraz z oddalającą się błyskawicznie ziemią przed oczyma zaczęły mi przelatywać obrazki z szant... Po 12 latach z szantami w butonierce, pieśni morza - szczególnie te o podróżach i niezwykłych,  wymarzonych miejscach -  nabrały nowego znaczenia. Kiedyś tajemnicze zaledwie kropki na mapie świata -   teraz stają się konkretnymi miastami, poprzecinanymi realnymi uliczkami i już całkiem nie-piosenkowe panienki zaczynają stać przy barach.

 
Uśmiechnąłem się i pomyślałem  - yes yes yes !!! Kolejne marzenie - wydawałoby się niewiarygodne - właśnie się spełnia. Jak zostaniemy przyjęci? Jak będzie? Czy poznamy jakichś fajnych ludzi? Jaka będzie ta niesamowita Ameryka, która spełniła marzenie o szklanych domach, miejsce marzeń i nadziei pokoleń emigrantów. Jak nasze wyobrażenia, oparte głównie na telewizji przełożą się na rzeczywistość?
 
Po około godzinie i 40 minutach samolot wylądował miękko na płycie lotniska Amsterdam...słowa same cisnęły się na język, a nutki tłukły się po głowie...  Jest port wielki jak świat co się zwie Amsterdam, marynarze od lat pieśni swe nucą tam... . Triumfalnie spojrzeliśmy na siebie - wszyscy się uśmiechali, kiwając porozumiewawczo głowami. 
 
Passengers to New York please proceed to GATE (ileśtam)... dobiega głos z megafonów...  o nas mówią! :-))) hehe.  Samolot odlatuje za godzinę, mamy chwile czasu, ale nie za dużo - lotnisko w Amsterdamie jest naprawdę wielkie. Prawie 15 minut dreptamy do naszego "GATE ileśtam". Wyobrażam sobie, że dla kogoś to był kiedyś sam na tym lotnisku, przejście z samolotu do samolotu musiało być sporym stresem. Naprawdę ciężko mi się było połapać w tych oznakowaniach lotniskowych. Dokąd iść ? kogo pytać- i o co ? Na szczęście szedłem jak bezmyślna owca za swoim stadem,  niewiele myśląc. Zasłuchałem się w lotniskowy gwar... 
 
...Passenger-  odlatujący do Mozambiku proszony jest o pilne zgłoszenie się przy GATE 56G...  - uśmiechnąłem się - rrrany jakie to proste-  PYK! jesteś w Mozambiku-  PYK! jesteś w Pekinie PYK! w Johannesburgu- PYK! w Reykjaviku...


Idąć (a właściwie jadąc na "leniwych bieżniach") chłonąłem z zaciekawieniem to ludzkie mrowisko pomieszanych języków z całego świata. Oderwały mnie z zamyślenia salwy gromkiego śmiechu Perło-Bananów. Nagle okazało się, że mamy sobie tysiące rzeczy do opowiedzenia. Niby znamy się od tylu lat, a tak mało w gruncie rzeczy się znamy, choć bez wątpienia spotkania "koncertowo-imprezowe" są nader miłe. Tym większą przyjemnością staje się obcowanie ze sobą w sytuacji tak niecodziennej. Choć mieszkamy dwa rzuty beretem od siebie - trzeba było wyprawy przez ocean,  żebyśmy w końcu znaleźli czas żeby się bliżej poznać.  

- O jest nasz Dżambo! krzyknął "Pałek" (vel Synchro). 
 
Przez wielkie szklane ściany zobaczyliśmy naszego niebieskiego JumboJeta Holenderskich Królewskich Linii Lotniczych KLM. Przyklejony do rękawa dziobem - wypuszczał pasażerów ze swojego brzucha.  

 
- To jest JumboJet??! zapytałem zdziwiony bo sądziłem, że jest większy - ale fajny, dwupiętrowy wow!


Zasiedliliśmy  - tym razem z dala od okna niestety (chyba każdy uwielbia gapić się na leniwie przesuwające się chmury - od drugiej strony). W środku  faktycznie maszyna zdecydowanie większa niż standardowy odrzutowiec. W jednym rzędzie po 10 foteli a nie 6, w podłokietniku fotela 12 kanałów radia do wyboru i dwa kanały audio do telewizora, który wisiał w przejściu nad głowami. Stewardessa z przyklejonym uśmiechem pod tytułem "wszystko w porządku, za chwilę startujemy"   rozdaje słuchawki w woreczkach foliowych - chyba świeżo wysterylizowane. Siedem i pół godziny lotu przed nami, fotele trochę niewygodne, wąskie, mało miejsca na nogi, a jeszcze na domiar złego tego średnio-szczupłego Gramatykę koło mnie - szczuplaczka posadzili. Czy oni oczu nie mają? Lubię Gramata ale...  7 godzin "cheek to cheek",  a może raczej "stomach to stomach" to będzie jazda-  ;-)


Gramat-intelektualista zaczytał się w swojej książce, Maniek - prosty stomatolog z Czeladzi pstryka zdjęcia przez okno, Muzyk, Paluch i  Smolak z Adasiem, Konikiem i Pałkiem opowiadają dowcipy i straszą biednego Tomka, że wpadniemy prosto do biura któregoś z wieżowców na Manhattanie...  Tomek się uśmiecha,  ale jakoś... półgębkiem,  gapi się w okno i klnie pod nosem na swoich druhów.


"Ruszyła maszyna po pasie ospale",  jeszcze chwila... i ... bosh!!!! co za moc, teraz naprawdę wgniata w fotel!  Za oknami już ciemno, niewiele widać.  

- W która stronę kręci się ta nasza kulka?  - próbuję uruchamiać podstawówkowe zasoby geografii mojego pustawego mózgu - dogonimy to słońce czy uciekamy przed nim ? Podczas tego lotu strefy czasowe będą przesuwać się dość szybko, tylko w którą stronę...? aha.. czas się cofa... cud!!! 

 

Na ekranie telewizora wyświetlany jest GPS-owy obraz mapy świata - uśmiechnąłem się - do pokonania mamy około 6000 km. Będziemy lecieć nad wyspami Brytyjskimi, Islandią, Grenlandią, aż na lotnisko JFK w Nowym Yorku. W szkole mnie uczyli jak się nazywa taka łukowata trasa lotu samolotów - krótsza niż pozorna linia prosta, ale zapomniałem.



Słyszę jak Perło-Banany zaczynają cicho śpiewać, gwar w samolocie milknie, ludzie z zaciekawieniem i uśmiechem spoglądają co się dzieje, zaczynamy się nakręcać i śpiewać co raz głośniej i głośniej-  nagle jeden z pasażerów odwrócił się i głośno, z wyraźną dezaprobatą powiedział :
 
- THAT'S IT! ENOUGH! I WANT TO SLEEP!
 
Spojrzeliśmy na zegarki - faktycznie była 1.00 w nocy, a my - beztrosko, gdzieś nad Atlantykiem śpiewamy sobie szanty w JumboJecie :-)  Nawet nie poczuliśmy kiedy minęły 4 godziny lotu, cholerna adrenalina ;))) Czas iść spać skonstatował słusznie Gramat. Pokiwałem głową nieco zniechęcony zachowaniem nerwowego pasażera -  
 
- mało imprezowe towarzystwo w tym samolocie - szepnąłem do Gramata
- hehe, dobranoc Maćku.
 

***
 
-  Wstawaj za 20 minut lądujemy - obudził mnie łagodny głos Gramata.

Spojrzałem na telewizor, program samolotowy (sitkomy, newsy itp.) już się zakończył, powrotem pojawiła się GPS-owa mapka  świata - jesteśmy nad Nowym Jorkiem, nawet nie poczułem upływu czasu. Wtulony w małą poduszkę i przykryty cienkim kocykiem w średnio-wygodnej pozycji przespałem jak niemowlę kolejne godziny lotu. Z zegarkiem cos się pokićkało-  bo czas się cofnął o 6 godzin czyli-  właściwie można by rzec,  że czas stanął w miejscu. Temperatura na lotnisku JFK 50st (!) i deszcz - dziwne.
 
Po wyjściu z samolotu wchodzimy na wielką salę, w której stoją dziesiątki jakby hipermarketowych kas,  tyle że w każdej kasie siedzi mundurowy pan lub pani ze znudzonym wyrazem twarzy. Czekamy w półkilometrowej kolejce (będzie prawie godzina stania! jak za komuny - tylko jakoś komitetu kolejkowego nikt nie myślał zakładać ;-)) 
Wokół zachęcające napisy w stylu :
 
Aby Ameryka mogła być nadal wolna, a nasi obywatele bezpieczni musimy Cię dokładnie sprawdzić. Życzymy Ci miłego pobytu w USA

 
Chwila stresu - czy któregoś z nas nie cofną z tej ostatniej granicy? Mają do tego prawo - praktycznie z byle powodu mogą nas cofnąć.  Następuje wymiana głębokich spojrzeń między mną, a kamerką internetową  na wysięgniku, która skanuje moją przerażająco śliczną twarz. Potem już tylko odciski kciuków obu dłoni i ... CDN 
 

Informację wprowadził(a): Maciej "YenJCo" Jędrzejko - godz. 2:54, 5 listopad 2005, wyświetlono: 7085 razy

Stłukla

wysłano: 8:18,5 listopad 2005

Ta łukowata trasa to ortodroma.Jej elementy liczy się bardzo fajnie przy pomocy trygonometrii sferycznej. Na mapie w projekcji Merkatora wygląda jak łuk wygięty w kierunku widocznego bieguna, ale na odwzorowaniu gnomonicznym jest linią prostą. Zazdraszczam fajnego wyjazdu Pozdrawiam Stłukla
Odpowiedz na ten komentarz
Betina

wysłano: 14:38,7 listopad 2005

uwielbiałam Tonamy:) (i nadal tak jest) ten dreszcz, gdy śpiewali cudownie, że wracają na scenę!!!
Odpowiedz na ten komentarz
Szekla

wysłano: 18:42,9 listopad 2005

Czekam na dalszy ciag opowiesci;] Mam nadzieje ze to juz wkrotce.... I dowiemy sie jak bylo w Ameryce:D Pozdrawiam Szekla
Odpowiedz na ten komentarz
zmora

wysłano: 19:5,9 listopad 2005

Cisze się że znów śpiewają, coprawda nie jestem z TYCH czasów ale legenda jaką są Tonam&Synowie przetrwała (zresztą ja wszystko) w 1hdw i teraz jest znowu żywa... a muszę się pochwalić że nie każdy posiadania materiał z pierwszych zalążków śpiewania w Tonamach... jednym słowem achhhh ten Zawisza i achhh ten Kanał Kiloński (kto wie ten wie o co chodzi :))) POZDROWIENIA!!!!
Odpowiedz na ten komentarz
Iwona Z Opola (przyjaciółka Smoka)

wysłano: 23:30,9 listopad 2005

Witam Pawełku, Fajny artykuł - Maćka. Fotki też ciekawe - cały czas klikasz w swój telefon;)))Tak bałeś się lotu? :))) Pozdrawiam serdecznie, Iwona
Odpowiedz na ten komentarz
Synchro

wysłano: 9:54,10 listopad 2005

Iwonko, latać uwielbiam i bardzo często to robię, ale fakt faktem, smycz w postaci telefonu komórkowego zaciska się wokół szyi szczególnie mocno, kiedy wyjazd ma miejsce poza okresem urlopowym :-) Uściski!
Odpowiedz na ten komentarz
KAMiL

wysłano: 16:56,10 listopad 2005

chyba, że ktoś to już poprawił :)
Odpowiedz na ten komentarz
anika

wysłano: 11:43,1 luty 2006

druhów pisze się przez samo h :)
Odpowiedz na ten komentarz
YenJCo

wysłano: 12:46,11 lipiec 2006

bosz... dziękuję... Sssciskam YenJCo
Odpowiedz na ten komentarz
Copyright © 2004-2010 SZANTYMANIAK.PL. Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Technologia: strony internetowe INVINI