Szantymaniak poleca:

Jesteś tutaj

Artykuły

Rewolucja - rewelacja! O XIX "Szantkach" w Kędzierzynie-Koźlu

Relacje

 

"Szantki" w Kędzierzynie-Koźlu są imprezą charakterystyczną. Z jednej strony - odbyły się już po raz dziewiętnasty (zatem są starsze nawet od "Szant we Wrocławiu") i gościły w zasadzie całą czołówkę polskiej sceny szantowej (a nawet zespoły zagraniczne - grał tu

...
 

"Szantki" w Kędzierzynie-Koźlu są imprezą charakterystyczną. Z jednej strony - odbyły się już po raz dziewiętnasty (zatem są starsze nawet od "Szant we Wrocławiu") i gościły w zasadzie całą czołówkę polskiej sceny szantowej (a nawet zespoły zagraniczne - grał tu m.in. francuski Long John Silver). Z drugiej - tak naprawdę "w szerokim świecie" mało kto o nich słyszał. Wrażeniami wymieniali się między sobą głównie zaproszeni wykonawcy. Natomiast fani, tłumnie ciągnący do Katowic, Tychów, Łazisk (o Krakowie czy Wrocławiu nie wspominając), o kędzierzyńsko-kozielskiej imprezie zazwyczaj nie mieli pojęcia.

W 2006 r. miała miejsce chyba najsłabsza edycja festiwalu. Odbył się jedynie Wieczór Poezji Morskiej, nie było zaś ani koncertu dla dzieci, ani koncertu galowego w sali Domu Kultury "Chemik" (ostatni odbył się w 2001 r.). Odwołany został nawet konkurs dla wykonawców amatorskich (ledwie cztery zgłoszenia). Na estradzie panowała stagnacja i "powtórka z rozrywki". Mimo iż cały czas widownia bawiła się do znanych na pamięć utworów Andrzeja Koryckiego czy zespołu Zejman i Garkumpel, spora część widzów zaczęła narzekać na powtarzalność i wyczerpanie dotychczasowej formuły imprezy.

W tym roku wszystko było inaczej.


 

Szantowa kawiarnia

 

Ponownie w p

rogramie imprezy znalazł się koncert dla dzieci, co zbiegło się z premierą zupełnie nowej płyty zespołu Zej
man i Garkumpel
. Mirek "Kowal" Kowalewski grał tego dnia pierwsze skrzypce, albowiem wraz z zespołem nie tylko bawił rano dzieci (a dorosłych wieczorem), ale jeszcze szefował jury konkursu "Śpiewajmy szanty w Kędzierzynie-Koźlu".

Niestety - potwierdziły się przypuszczenia, że w piątek o 16:30 wielu wykonawców nie jest w stanie dotrzeć do miasta nad Odrą. Ostatecznie do walki na scenie ustawionej w kawiarni "Athena" mieszczącej się w budynku Domu Kultury "Chemik" stanęło 5 podmiotów wykonawczych, i to wyjątkowo różnorodnych. Obok dziecięcego zespołu Ślązaczek i młodzieżowych grup Indygo z Gliwic i Kapeli Fu-Fu z Katowic pojawili się obdarzony potężnym głosem solista z Poznania Mieszko Osiewicz oraz murowany faworyt konkursu (mimo iż bez basisty Piotra Wołowskiego), wrocławski zespół Betty Blue. Nie lada niespodzianką była wiadomość, że zwycięzca otrzyma nominację do konkursu festiwalu "Shanties" w 2008 roku. Wiadomość tę podał przewodniczący jury po rozmowie telefonicznej z Krzysztofem Bobrowiczem, dyrektorem krakowskiej imprezy. W ten sposób kędzierzyński konkurs dołączył do krajowej elity.

Ostatecznie jury przyznało dwie równorzędne pierwsze nagrody. Otrzymały je zespoły Betty Blue (za "Tango z relingiem w tle") oraz podopieczne Dominiki Płonki z zespołu Indygo. W zespole tym piorunujące wręcz wrażenie wywarła solistka prowadząca szantę "Chwyć za handszpak". Wrocławianie

otrzymali również nominację do konkursu "Shanties" (trzecią w karierze) oraz nagrodę specjalną - tygodniowy rejs po Mazurach ufundowany przez Klub Żeglarski "Nauta". Wyróżnienia otrzymali Kapela Fu-Fu (której bardzo ładnie wyszła zwłaszcza chóralna wersja znanej pieśni "Pora w morze nam") oraz Mieszko Osiewicz, a grand prix w kategorii dzieci - zespół Ślązaczek.

Po koncercie laureatów sceną zawładnął "Kowal" z przyjaciółmi, wśród publiczności wyróżniały się dziewczęta z Indygo, które natychmiast ruszyły tańczyć pod scenę.

Tymczasem tuż przed północą, po całodziennej podróży, do Kędzierzyna-Koźla zawitał pierwszy z Refów - Jerzy Ozaist...


Mendygrałki refowe

 

Wystrój sali teatralnej Hotelu "Centralny" stanowił niemałe zaskoczenie dla grupki przyjezdnych szantymaniaków. - Pierwsze wrażenie

chyba większość z nas miała podobne: czy to bankiet, czy koncert szantowy? Ponumerowane stoliki, zarezerwowane miejsca... - wspomina Ela Kołodziejczyk z Betty Blue, tym razem obserwująca koncert od strony widowni. - Pierwsze wrażenie przy wejściu to zaskoczenie salą, białe obrusy na stołach, scena zaprojektowana w każdym calu, światła świetne, nagłośnienie już rozstawione i przygotowane na próbę mikrofonową - to zrobiło na nas wrażenie - mówi Tomek Kaniowski z zespołu Pchnąć w Tę Łódź Jeża.

Tegoroczny, wyjątkowo atrakcyjny program po raz pierwszy przyciągnął naprawdę sporą grupkę ludzi z zewnątrz (pojawił się nawet Grzegorz Świtalski z zespołu Hambawenah). Wyróżniali się koszulkami "szantymaniakowymi" i znakomicie uzupełnia

li z "odwieczną" wśród miejscowej publiczności grupą "marynarską" (której trzon stanowią nauczyciele z kozielskiego liceum) oraz dość żywiołową grupą "piracką". Naprawdę, mało która impreza ma tak spontaniczną i oddaną widownię.

Mało też który festiwal ma tak znakomitych gości. Andrzej Mendygrał, człowiek morza co się zowie, autor polskich słów do niezliczonej ilości żeglarskich hitów, zabawiał widownię swoimi fraszkami (przebijającymi frywolnością nawet konfera

nsjerkę "Kowala", tym razem wyjątkowo wyważoną), snuł marynarskie opowieści, opowiadał o okolicznościach powstawania swoich tekstów (najprostszy przepis: miłe towarzystwo i "coś dobrego" do picia...). W programie "Marynarskie portki i inne mendygrałki" towarzyszył mu na scenie zespół Cztery Refy. Kultowa w naszym środowisku formacja od jakiegoś czasu wraca na zapomniane ścieżki: w ubiegłym roku po 12 latach odwiedziła Stany Zjednoczone, w tym również po 12 latach - Kędzierzyn-Koźle...

Był i "Alfabet bosmański" (ze zmianą tekstu: "O jak... Ozaist!"), i "Billy Boy", a nawet "Pod Jodłą" - z repertuaru Packetu i Smugglersów. Przepięknie zabrzmiała "Royal Oak", jak zwykle zabawnie - "Marynarskie portki". Najbardziej niesamowitym jednak momentem tej części był "Press-gang". Andrzej Mendygrał opowiadał o przymusowym poborze do marynarki wojennej, Jurek Ozaist już zaczął wybijać rytm na bodhranie, Jurek Rogacki - nogą... A Mendygrał dalej snuje swą opowieść... W wybijanie rytmu spontanicznie włączyła się publiczność, wszak stołów i szklanek nie brakowało. I po chwili huknęło: W dół od rzeki poprzez London Street...


Starzy znajomi w nowej odsłonie

 

Andrzej Korycki, Dominika Żukowska i Mirosław Kowalewski to postaci w Kędzierzynie-Koźlu znane i popularne. Ale po raz pierwszy pokazały się tu w takim zestawieniu. Na pewno była to odświeżająca odmiana. W repertuarze znalazły się zarówno nowości (nawiązująca do słynnego utworu "Poręby" tawerniana piosenka), jak i utwory dobrze znane ("Bordeaux"/"Ballada o brygu", "Raz wybierz, raz luz") oraz wyciągnięte z lamusa ("Pod żaglami Zawiszy"). Publiczność znakomicie przyjęła swoich starych scenicznych znajomych w nowej odsłonie. Niektórzy wyrażali przy okazji pewne wątpliwości. - Wydaje mi się, że sceniczność i ekspresja Kowala nie bardzo komponuje się z wyciszonym liryzmem duetu - stwierdziła Ela Kołodziejczyk.


Nowi przyjaciele

 

Przesympatyczną grupę Pchnąć w Tę Łódź Jeża chwaliłem już nie raz (a ściśle mówiąc - dwa, bo do t

ej pory miałem okazję widzieć ich jedynie w Kielcach i Katowicach). Może i będę się powtarzał, ale kolejny raz napiszę: są rewelacyjni!

"Daunt Rock", "Wiatr" i "Alvilda" to znane już hity Jeży. W Kędzierzynie-Koźlu zespół mógł jednak zaprezentować niemal cały aktualny repertuar. Była więc "Małgorzatka", "Emma Hokijo", "Pieśń wioślarzy", łotewski utwór instrumentalny, wreszcie premiera - "Żagiel na Irtysz", pieśń rodem z... Kazachstanu. Pokazanie nowej piosenki właśnie na "Szantkach" było bardz

o sympatycznym gestem.

Zdaniem wielu - był to najlepszy koncert Jeży w karierze. Doskonale przyjęli ich również ci, dla których było to pierwsze spotkanie z muzyką zespołu. Huraganową owację i okrzyki "jeszcze!" przerwał niestety prowadzący "Kowal", pilnujący skrupulatnie czasu.

- Na scenę wchodziłam ze świadomością, że zagramy dla ludzi, którzy (poza nielicznymi wyjątkami, tj. grupą szantymaniaków) widzą nas pierwszy raz w życiu. I już po pierwszym numerze poczułam się jak wśród przyjaciół. Taka atmosfera do

daje skrzydeł wykonawcy! - zachwycała się Kasia Kaniowska. - Już po drugim kawałki czułem się świetnie. Macie niesamowitą publiczność, otwartą, zgraną, nastawioną na dobrą zabawę, ale przy tym otwartą na różnorodną muzykę - to ogromna siła tej imprezy. To połączenie ludzi, sali, światła i akustyki dało nam niesamowitego "kopa", dzięki takim warunkom można dać dobry koncert i to, mam nadzieję, się nam udało - dodał Tomek Kaniowski.

Być może niektórym wyda się to niebywałe, ale są miejsca, gdzie zespół Banana Boat pozostaje nieznany. W Kędzierzynie-Koźlu to już przeszłość. Skoro Maciek Jędrzejko z kolegami potrafią porwać nawet gości skarżyskiej dyskoteki, to dlaczego inaczej miałoby być ze spontaniczną publicznością kędzierzyńską? Dla bywalców szantowego światka nie było w tym koncercie wielu nowości... no, może poza pacynką, którą ubarwił występ Maciek... "Day-oh!", "Zęza", "Słodka mała" i finałowe "A morze tak, a może nie..." rozbujały wszystkich, a w wielu miejscach sali potworzyły się kąciki taneczne.


Niewiele jest takich imprez

 

Przepięknym finałem była druga odsłona zespołu Cztery Refy. Rozpoczęła się znakomicie - polską wersją pieśni Ewana MacColla "Niech zabrzmi pieśń". Były także m.in. "Cumy rzuć! Żagle staw!", "Tysiące mil stąd", "Balaena", "Jack sięga po swój grog", "W drodze na Horn", a także coraz częściej grana, wcale nie

szantowa piosenka "Parlez Nous A Boire". Ośrodki taneczne uaktywniły się zwłaszcza przy tej ostatniej, pojawił się nawet korowód.

Po koncercie odbyło się bardzo sympatyczne spotkanie wykonawców z najbardziej wytrwałymi szantymaniakami. Maciek Jędrzejko i Zbyszek Zakrzewski chwycili za gitary, podobnie uczynili chłopaki z Pchnąć w Tę Łódź Jeża. Było kameralnie i sympatycznie.

- Imprezka towarzysząca przypomniała stare, dobre czasy, gdzie coś takiego było standardem. Jedynym "poważnym mankamentem" był niespodziewany brak piwa tuż po rozpoczęciu koncertu - powiedział Jerzy Rogacki.

Niewiele jest takich imprez jak "Szantki". Gdzie ulubionego zespołu można posłuchać dłużej niż pół godziny. Gdzie publiczność skupia się przede wszystkim na

muzyce i potrafi docenić także muzykę trudniej przyswajalną, niekoniecznie łatwo wpadającą w ucho.
- Impreza z pewnością bardzo udana, organizatorzy serdeczni i gościnni jak za dawnych lat. Publiczność znakomicie reagująca zarówno na repertuar lekki, łatwy i niekiedy przyjemny (np. Kowal & Co.), jak i na bardziej ambitne formy (np. Jeże) - kontynuuje szef Czterech Refów. Wśród stałych bywalców pojawiała się czasem tęsknota za salą Domu Kultury "Koźle". Sala w "Centralnym" jest znacznie trudniejsza do nagłośnienia, choć jej atutem jest pojemność - większa o około 100 miejsc.

- Największym zaskoczeniem okazał się dla nas akustyk, poprosił nas o listę utworów z wyszczególnieniem

na co ma zwrócić uwagę w czasie koncertu. Jak długo śpiewam na cenie to nam się jeszcze nie zdarzyło. Wasz akustyk naprawdę nam pomógł na imprezie, uważał na nasze gesty, komunikował się z nami i był tam rzeczywiście dla nas - chwalił Tomek Kaniowski. Choć, jak zauważył Jurek Rogacki: - Akustycy starali się jak mogli i wcale nie mieli łatwego zadania. W sali nieadaptowanej akustycznie w żaden sposób, z konsoletą w samym środku imprezy (gdzie poziom hałasu z otaczających stolików był dość duży), bardzo trudno było dobrze nagłośnić niektóre "podmioty".

Za rok jubileuszowa dwudziesta edycja imprezy. Należy mieć nadzieję, że wypadnie jeszcze lepiej niż dziewiętnasta. "Szantki" mają chwalebną przeszłość, ale i przed nimi świetlana przyszłość, dlatego trzeba życzyć organizatorom nieustającej wytrwałości i morza pieniędzy od sponsorów i władz miasta.


Imprezę zorganizował Miejski Ośrodek Kultury oraz Klub Żeglarski "Nauta".

Foto: Paweł NOWAK (2-12), Barbara CIECHANOWSKA (13-14), Władysław CAŁKA (15). Fot. 1 zaczerpnięto ze strony festiwalu - www.mok.com.pl/szantki.

 

21.03 godz. 13:37 sprostowano nieścisłość stylistyczną, o której wspomniała Ela

Informację wprowadził(a): Michał Nowak - godz. 22:14, 18 marzec 2007, wyświetlono: 1853 razy

Kwiatuch / Betty Blue

wysłano: 22:17,20 marzec 2007

We fragmencie o Andrzeju, Dominice i Kovalu napisałeś: "Publiczność znakomicie przyjęła swoich starych scenicznych znajomych, aczkolwiek nie brakowało opinii odmiennych." I zacytowałeś moje nieco wyrwane z kontekstu zdanie, tak jakbym ja tego tercetu nie "przyjęła znakomicie". To nie tak. Świetnie mi się słuchało piosenek, które bardzo lubię, uważam, że dali piękny koncert. Co nie zmienia faktu, że OSOBIŚCIE Kowala zdecydowanie bardziej wolę w wydaniu zespołowym, a idealnie zgrany duet Andrzeja i Dominiki w dwójkę. To tyle gwoli uściślenia. Przy okazji zaś jeszcze raz serdecznie dziękuję za wspaniały czas spędzony podczas SZANTEK, no i oczywiście za przyznaną nagrodę, nominację i... REJS (!!), na który już się cieszymy :)))) Błękitnie pozdrawiam w imieniu całego zespołu, Ela Kołodziejczyk
Odpowiedz na ten komentarz
aneczka CZ

wysłano: 11:56,21 marzec 2007

No tak, nie było mnie :(, trochę szkoda!Zwłaszcza, że ela dawała CZADU!Ale nie tylko. Jak zwykle fajny artykulik pachnący morzem. Prawdziwy z Ciebie fanatyk szant :), pozdrawiam ciepło z równie szantowego WROCKA.ANN.
Odpowiedz na ten komentarz
Copyright © 2004-2010 SZANTYMANIAK.PL. Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Technologia: strony internetowe INVINI