Szantymaniak poleca:

Jesteś tutaj

Artykuły

Staramy się grać tak, żeby ludzie chcieli słuchać - wywiad z Krzysztofem Jurkiewiczem

Wywiady

 

Na początku 2009 roku pojawiła się w szantowych mediach informacja o zakończeniu działania Gdańskiej Formacji Szantowej oraz o starcie nowego projektu Krzysztofa Jurkiewicza i Jacka Jakubowskiego. Zespół, który wystartował pod szyldem FORMACJA, ...

 

Na początku 2009 roku pojawiła się w szantowych mediach informacja o zakończeniu działania Gdańskiej Formacji Szantowej oraz o starcie nowego projektu Krzysztofa Jurkiewicza i Jacka Jakubowskiego. Zespół, który wystartował pod szyldem FORMACJA, szykuje dla miłośników morskiego folku nową płytę.

Premiera albumu będzie miała swoje miejsce w niedzielę, 25 października 2009 roku, w gdyńskiej kolebce szantymenów - Contrast Cafe. To doskonała okazja, żeby przepytać Krzysztofa Jurkiewicza, popularnie zwanego "Johnsonem", o okoliczności powstania Formacji oraz o sprawy związane z przygotowywaną płytą. Poniżej prezentujemy ekskluzywny, przedpremierowy wywiad, który z Johnsonem przeprowadził dla Was Rafał "Taclem" Chojnacki.

 

Nie wszyscy zapewne wiedzą skąd wzięła się Formacja, co się stało z Gdańską Formacją Szantową i dlaczego wasze drogi się rozeszły. Mógłbyś naświetlić nieco tę kwestię?

Krzysztof Jurkiewicz: Czyli "jak to ze lnem było"? O Gdańskiej Formacji Szantowej pisał nie będę, bo o tym już kiedyś rozmawialiśmy. Przeczytałem sobie naszą poprzednią rozmowę na Folkowej i zadumałem się, jak to świat się zmienia. W każdym razie po śmierci Józka Kanieckiego, w styczniu 2006 r., stanęliśmy przed koniecznością jakiejś reorganizacji, czy - jak to nazwać? Przedefiniowania zespołu. Konieczność - koniecznością, a życie swoje i w końcu nie zmieniliśmy nic w brzmieniu, czyli wynik był taki, że znikły skrzypce, a nie doszło nic w zamian. Tyle tylko, że ja się wziąłem za mandolinę. Cały czas jednak chodziła za nami jakaś zmiana brzmienia i w końcu stanęło na kontrabasie, który mógłby jednocześnie poszerzyć i ustabilizować brzmienie. Na chęciach się jednak skończyło. W poszukiwaniach czegoś nowego najkonsekwentniejszy okazał się Waldek Mieczkowski, który zrealizował swoje marzenie nagrywając solową płytę. Zbiegł się z tym zawodowy powrót Waldka na morze i w końcu latem 2008 r. zapowiedział, że jesienią odchodzi. Dało nam to czas na poszukiwania i próby, którego oczywiście nie wykorzystaliśmy. W końcu na początku grudnia na Szanta Clausie zagraliśmy ostatni koncert w starym składzie i zostaliśmy z Jackiem we dwóch. To zmusiło nas do intensywniejszych działań, więc wróciliśmy do pomysłu z kontrabasistą - Darka znaliśmy jeszcze z wcześniejszych poszukiwań - i postanowiliśmy dobrać instrumentalistę. Wpadł nam do głowy Conor. Okazało się, że ma i czas, i chęci. W ten sposób powstał już zupełnie nowy zespół. A że ani my nie byliśmy już "gdańska", ani, tak naprawdę, "szantowa" - no i tylko połowa składu GFS - zostało po prostu: FORMACJA.

 

Wspomniałeś o płycie Waldka Mieczkowskiego, uczestniczyłeś również w jej nagraniu. To chyba najbardziej różnorodna repertuarowo płyta, jaką zdecydował się nagrać wykonawca z szantowego podwórka. Jak wam się pracowało nad tym krążkiem?

Akurat ja pracowałem przy nagraniach bardzo mało - mandolina i zdaje się jakieś chórki, za to bardzo się zaangażowałem w okładkę, którą robili Ania i Ksawery Szykiedansowie - być może znani ci ze współpracy ze Słodkim Całusem. Wspólne projekty, rozmowy, dyskusje, sesja zdjęciowa i cała ta robota - bardzo to lubię, a z "Fotografami" - jak ich czasem nazywamy - doskonale się pracuje. Uważnie słuchają i mają własne, często odmienne, zdanie, które zwykle okazuje się "właśnie tym" zdaniem. A nagrania? No cóż, w Piwni u Maria, więc komfort, bez pośpiechu, spokój - wymarzona sytuacja.

Nazywanie Waldka "wykonawcą z szantowego podwórka" nie wydaje mi się najtrafniejsze. To przede wszystkim ktoś, kogo można by nazwać "folkowym pieśnierzem"- od festiwali studenckich i turystycznych, na których debiutował, przez fascynację niełatwą poezją Leonarda Cohena, docieramy dopiero do "szantowego" - cudzysłów zamierzony - podwórka. Tu także Waldek sprawdza się, przede wszystkim jako balladzista - interpretator bluesów i songów najważniejszych twórców tego gatunku. Co oczywiście nie znaczy, że jego wkład w funkcjonowanie Packetu, bardzo wczesnych Smugglersów czy GFS jest bez znaczenia - tak wyrazista osobowość składała się właśnie na specyficzne brzmienie tych kapel. Nie mówiąc o Broken Fingers Band, który był - moim zdaniem najlepszą - realizacją waldkowego stylu.


Ty i Jacek jesteście już dość znani, kim są Dariusz Gutomski i Tomasz Hałuszkiewicz? Jak na nich trafiliście?

No, oni też są, jak to mówisz, "dość znani": Tomasz "Conor" Hałuszkiewicz to przecież bardzo popularny w kręgach folkowych flecista i dudziarz, założyciel zespołu Connor i uczestnik wielu folkowych projektów i składów, a Darek to muzyk znany w kręgach, w których jest znany. Znajome dziewczęta, kiedy pierwszy raz zobaczyły nas w nowym składzie, zakrzyknęły: "O! Nasz kontrabasista z Filharmonii!". Faktycznie, jest kontrabasistą z Filharmonii Bałtyckiej. Conora znaliśmy dużo wcześniej, wiedzieliśmy, czego się po nim spodziewać, a Darka ktoś Jackowi polecił.


Planujecie jeszcze jakieś rozszerzanie składu, czy też można mówić, że to aktualnie formacja optymalna?

Cztery osoby to skład optymalny. Dzięki temu mamy dość rozbudowane instrumentarium i jednocześnie unikamy monotonii. No bo jak Jacek gra na akordeonie, to ja na gitarze, jak Jacek na gitarze, to ja na mandolinie. Conor zmienia flety i zamienia je z dudami, często stosując trzy różne instrumenty w czasie jednej piosenki. Moja gitara nastrojona jest tradycyjnie, Jacek gra w stroju DADGAD. Dochodzą jeszcze harmonijki ustne, no i oczywiście kontrabas, przy czym Darek bardzo dobrze radzi sobie z gitarą i chętnie śpiewa - tych dwóch ostatnich możliwości póki co nie wykorzystujemy, ale zaczynamy o tym myśleć. Właściwie nie potrzebujemy nic więcej. Pewnie, że chodzą nam po głowie różne pomysły, ale kierunek poszukiwań nazwałbym raczej "w głąb" - jeszcze na czymś zagrać, jeszcze dołożyć sobie jakiś instrument - opanowany na tyle, żeby, może bez wirtuozerskich popisów, ale na przyzwoitym poziomie, rozbudować brzmienie niektórych kawałków. Choć z praktycznego punktu widzenia to nie jest najlepszy pomysł - już teraz podłączanie trwa i trwa, a gdy się gra 3-4 piosenki podczas galopującego koncertu festiwalowego, to i tak nie sposób wykorzystać wszystkich możliwości. Za to na pełne recitale czy czterogodzinne muzykowanie w pubach - jak znalazł.

 

Nowe utwory mają zupełnie inny charakter, to inaczej zbudowane kompozycje, czasem niełatwe w odbiorze, zwłaszcza w tawernianym zgiełku. Nie boicie się trochę takiej konfrontacji?

No tak. Jacek wreszcie uwolnił, już prawie na całego, swój talent aranżacyjny, dzięki czemu troszkę "pogięliśmy" znane fanom "morskiego" grania piosenki. Czy one są trudniejsze w odbiorze? Pewnie tak, ale mam też wrażenie, że ciekawsze. A odbiór w tawernach? Staramy się grać to, w co wierzymy i myślę, że to daje się wyczuć, a taka szczerość w końcu popłaca. Poza tym uważam, że sytuacja powinna wyglądać tak: nie gramy tego, co ludzie chcieliby usłyszeć, ale staramy się grać tak, żeby chcieli słuchać tego, co gramy. To oczywiście sytuacja idealna, ale przecież nie niemożliwa.


Sytuacja, o której wspominasz, jest realizowana przez Słodki Całus od Buby. Czy obecnie praca z Formacją przypomina w jakiś sposób to, jak działacie w SCoB? Jesteś w kolejnym zespole, w którym ciężar autorski spoczywa na dwóch muzykach.

Póki co tak. Jednak mamy już pierwsze próby Conora - na razie tak tajne, że nawet my ich nie widzieliśmy. Mamy udaną współpracę ze Zbyszkiem Gachem, więc jakoś tak się nie zamykamy. A skoro Formacja jest bardziej realizacją naszych marzeń o graniu, to musi być podobnie - jeśli chodzi o filozofię grania - jak w Całusie, bo i tam spełniamy sobie nasze marzenia. Pewne teksty nie pasują do SCoB, pewne pomysły i tak lądowały, póki co, w notatniku, więc teraz czas, by je wykorzystać. A do granic marzeń o idealnym zespole jeszcze nam bardzo daleko. Zresztą jestem zadowolony z tego rozdzielenia tematyki - nie do końca oczywiście - wyraźniejszy staje się charakter obu zespołów, choć ludzie rozpoznają w Formacji "całusowe" piosenki. Ale za to nie zauważają w Całusie "formacjowych".

 

Stary repertuar GFS, zwłaszcza autorski, wciąż jeszcze pobrzmiewa na waszych koncertach. Na ile utożsamiacie się teraz z takim graniem?

Z "takim graniem"? Brzmieniowo już prawie wcale. Repertuarowo - na całego. I piosenki autorskie, i wybrane do opracowania znane "szantowe" utwory, to cały czas nasze piosenki. Repertuar Formacji idzie w podobną stronę: dużo materiału autorskiego i starannie dobrane standardy, które są czymś w rodzaju naszego, jak by to powiedzieć, identyfikatora środowiskowego. Czegoś, co łączy nas z folkowo-morską sceną.

 

Im bardziej wsłuchuję się w wasze piosenki, tym więcej widzę w nich muzyki portowego miasta. To przecież nie są w większości piosenki o morzu, a raczej o ludziach, którzy spędzają na nim życie, ale ich myśli tkwią przecież na lądzie. Jak wpadasz na takie ludzkie historie?

Pewnie, że tak. Co ja tam wiem o morzu? Tyle, że przez całe życie widzę je z okna, że stanowiło tło moich dziecięcych zabaw i wypraw, tyle ile mi o nim opowiedział teść, Waldek i inni znajomi marynarze czy żeglarze. Tak więc patrzę na morze z lądu i - poprzez opowieści - poznaję ludzi morza. Trochę też mogę poczuć morze żeglując - to są w sumie sporadyczne wypady, dlatego "trochę". No i nie piszę "na siłę" - nie "tworzę repertuaru". Raz na jakiś czas pojawia się pomysł, jeszcze rzadziej przeradza się w piosenkę. To chyba sprawia, że piosenki są - mam wrażenie - jakby "skondensowane". A jak wpadam na takie historie? Słucham, czytam. Czasem wystarczy jedno słowo, jak przy piosence "Jezioro całe w deszczu" - zafascynował mnie tytuł przeczytanego wiersza. "Na strandzie Helu" powstała prawie natychmiast po przeczytaniu opowiadania Pawła Huelle "Rzepka i Depka". "Regulus" to echo opowieści mojego teścia, "Przeczucie" - autentyczna rodzinna historia, itd.


Jako nieliczni w środowisku folkowo-szantowym podejmujecie kwestie społeczne. Piosenka "Gdy fruniesz do Irlandii" to przy okazji komentarz dotyczący rzeczywistości sprzed kilku lat. Czy można się spodziewać kolejnych takich utworów? Nie boisz się, że stracą na aktualności?

Tematyka "publicystyczna" to nie jest mocna strona ani moja ani Jacka. Piosenki na aktualne tematy oczywiście się dezaktualizują, ale to nie znaczy, że nie mogą trwać w repertuarze i być dobrze odbieranymi. Wydaje mi się, że problem leży w autentyczności, w szczerości tego, co chcesz przekazać. Jeśli piosenka wyrasta z rzeczywistego przeżycia - tego wewnętrznego oczywiście - to nawet po latach jest aktualna. Szantowcy coś o tym wiedzą: śpiewają piosenki o irlandzkiej emigracji sprzed jakichś stu lat i jest O.K.

 

Jednym z bardziej znanych koncertowych hitów, które wydajecie teraz na płycie, jest "Frau Kokoschke". Tematyka wojenna wraca niemal co chwilę na afisze gazet, zwłaszcza w Trójmieście, gdzie w tym roku sporo się dzieje w kwestiach wspomnieniowych. A jednak tragedia "Wilhelma Gustloffa" nie jest tak dobrze znana. Czy pamiętasz jeszcze jak wpadłeś na pomysł tej piosenki?

Oj tak. Chodziła za mną piosenka o kobietach - żonach, matkach, siostrach marynarzy. Widziałem, jak nowożeńcy - on w mundurze marynarskim - robili sobie zdjęcia przy molo w Orłowie i to mnie chyba bezpośrednio zainspirowało. O tym, jak czekają, o tym, jak się nie mogą doczekać, jak się nigdy nie doczekają. Przejmująca piosenka "Nocne holowania" z polskim tekstem Doroty Potoręckiej, śpiewana przez Stłuklę, na pewno też przyczyniła się do realizacji tego pomysłu. "Gustloff" to tylko tło w tej piosence - spotykałem prawdziwe Danzigerki (Gdańszczanki - przyp. K.J.) jako harcerz, na początku lat osiemdziesiątych: zima jak sto diabłów, stan wojenny, a my, ze specjalnymi przepustkami, roznosimy paczki dla potrzebujących na Dolnym Mieście. To rejon Gdańska stosunkowo najmniej zniszczony podczas wojny, zamieszkały przez pierwszych przyjezdnych i ostatnich "niewyjezdnych". Niektóre z tych kobiet mówiły wyłącznie po niemiecku, czując się jednocześnie Danzigerkami. Nie Niemkami czy Polkami - sorry, że tak tłumaczę sprawy dla nas oczywiste, ale czytać to, mam nadzieję, będą ludzie spoza Trójmiasta, w ogóle nie zorientowani w temacie. Nazwisko Kokoschke jest dość przypadkowe - brzmi "po gdańsku", a Kokoszki to miejscowość położona na dawnych obrzeżach miasta. Pozostałe zwrotki - w piosence są trzy bohaterki - to jakby dopełnienie obrazu, uwspółcześnienie problemu.

 

W tym miejscu chyba dobrze by było powiedzieć coś o tytule płyty.

Płyta jest zatytułowana "RENAMEnt". To oczywiście żart i gra słów, ale tego chyba tłumaczył nie będę - miłej zabawy!


Plotki głoszą, że na płycie pojawia się damski wokal w piosence "Moja planeta woda". Któż to taki zaszczycił was obecnością w studio?

"Planetę" śpiewa Kinga Jarzyna, nasza przyjaciółka od czasów, gdy pojawiła się w składzie dziewczęcej grupy Stanpo. Ma duże doświadczenie sceniczne - z powodzeniem śpiewała poezję, choć ostatnio nie jest zbyt aktywna. Zaśpiewała już raz ze mną, na kasecie "Wielki Błękit - piątek wieczór", a teraz wydała nam się najlepszą kandydatką. Na "Shanties", podczas premierowego wykonania tej piosenki, śpiewała ją Iza Puklewicz z Flash Creep, ale ponieważ zrezygnowaliśmy ze skrzypiec, nie ciągaliśmy już Izy na same wokale. Choć nie wykluczamy, że gdy Iza będzie "pod ręką" i będzie miała ochotę, zaprosimy ją na scenę. Się zobaczy. Trudno będzie grać tę piosenkę, bo za mało mamy rąk do instrumentów - studio daje różne możliwości (śmiech), ale też sobie pewnie jakoś z tym poradzimy.

 

Czy pojawiają się jeszcze jacyś goście?

He, he - gościnnie śpiewa też Waldek Mieczkowski. Postanowiliśmy, żeby zaśpiewał te piosenki, które śpiewał jeszcze w GFS, a Waldek nie dość, że się zgodził, to jeszcze dołożył wokal w "Jeśli znowu wypłynę" - piosence, która pojawiła się pod koniec istnienia GFS, jakoś do repertuaru nie weszła, a Waldek przejął ją do swojego solowego programu.

 

Kiedy możemy spodziewać się gotowego krążka i jakie atrakcje przygotowaliście w związku z premierą?

Płyta powinna się ukazać pod koniec października. Lokalne wodowanie planujemy podczas specjalnego koncertu 25 października w Contraście. Oficjalna premiera ma mieć miejsce podczas "Tratwy" - 6-7 listopada 2009 r. Jeśli chodzi o atrakcje - nie wiem. Jeszcze nie myśleliśmy o tym.


Musimy powoli kończyć. Może chciałbyś dodać jeszcze jakieś przesłanie na zakończenie?

Co na koniec? Twoje pytania zmusiły mnie do zastanowienia się nad tym, co, jak, gdzie i kiedy robimy, i myślę, że mamy tym razem trochę szczęścia z Formacją. Większość kapel czy projektów, w których uczestniczyłem, niejako "przecierała szlaki": perkusja w Smugglersach, folk rock w Szeli, miejski folk w Słodkim Całusie - zawsze tu były jakieś kontrowersje i eksploracja nowych rejonów, kłody pod nogi, itp. Nasze obecne szczęście polega na tym, że jest już spora grupa kapel grających muzykę bardziej "do słuchania" niż "do poszalenia". Dzięki temu tworzy się specyficzna grupa publiczności, poszukująca właśnie takiego grania, pojawiają się tawerny, puby i festiwale - jak choćby "Rubin" czy niektóre koncerty na "Shanties" - nastawione na takie zespoły i na taką publiczność. No i wreszcie jest gdzie i dla kogo grać. Większa ilość zespołów w tej folkowej niszy sprawia, że jest i z kim pograć, i trzeba dbać o ciągłe podnoszenie poziomu. Jak wiesz wynika to nie tylko z szacunku dla publiczności czy z własnych ambicji - bardzo stymulująca jest tu też konkurencja, przede wszystkim ta życzliwa, której, na szczęście, cały czas jest więcej niż tej zawziętej, agresywnej. A przy takim zapleczu odkrywanie nowych folkowych lądów czy szlaków może być jeszcze bardziej ekscytujące i twórcze.

Pozostaje mi już chyba tylko zaprosić wszystkich - i tych nastawionych na słuchanie, i tych, którzy chcą zrobić sobie przerwę w szantowym szaleństwie - na nasze koncerty, których, miejmy nadzieję, będzie coraz więcej i w coraz bardziej komfortowych warunkach. Do zobaczenia na trasie! No i oczywiście miłego słuchania płyty.


W takim razie dziękuję Ci za wywiad. Do zobaczenia w niedzielę w Contraście!

 

Fotografie: Tomasz Goliński (www.szanty.tomaszg.pl)

Informację wprowadził(a): Rafał "Taclem" Chojnacki - godz. 10:48, 23 październik 2009, wyświetlono: 8921 razy

Felix

wysłano: 19:43,23 październik 2009

ale jak się wczytać to dużo ciekawych treści niesie z sobą w tym nieznane szerszej publiczności zakulisowe fakty z zycia zespołu. Ahoj!
Odpowiedz na ten komentarz
EsKa

wysłano: 8:4,24 październik 2009

... za inteligentny komentarz. Krótkie wywiady to możesz czytać z Dodą, która ma niewiele do powiedzenia.
Odpowiedz na ten komentarz
fix-anonimus

wysłano: 22:13,24 październik 2009

Ooooo! jakaś walka na pięści? Jakiś Intelygent z Warsafki się pokawił ??
Odpowiedz na ten komentarz
mn

wysłano: 12:44,25 październik 2009

...a jak dla kogo przydługawy, to zawsze może skończyć czytanie w połowie.
Odpowiedz na ten komentarz
bln

wysłano: 0:33,26 październik 2009

Bardzo ciekawa rozmowa. W końcu można się dowiedzieć więcej o Formacji po dłuższej "ciszy w Internecie". Co najważniejsze - doczekałem się najbardziej oczekiwanej płyty! Jestem przekonany o jej doskonałości. P. S. Jeśli dla kogoś wywiad jest zbyt długi to po co go czyta i komentuje...
Odpowiedz na ten komentarz
Copyright © 2004-2010 SZANTYMANIAK.PL. Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Technologia: strony internetowe INVINI