Szantymaniak poleca:

Jesteś tutaj

Artykuły

Udział w legendzie - rozmowa z Łukaszem Drzewieckim z Ryczących Dwudziestek

Wywiady

O tym, jak trafił do zespołu, o obawach i nadziejach, o pierwszych występach, wreszcie o planach Ryczących Dwudziestek rozmawiamy z nowym nabytkiem zespołu - Łukaszem Drzewieckim.

Fot. Tomasz Goliński

Przez jakiś czas byłeś nieobecny na scenach szantowych. Niektórzy nasi czytelnicy mogą cię więc nie pamiętać....

Łukasz Drzewiecki: Witam czytelników Szantymaniaka i bardzo się cieszę, że mogę się bliżej przedstawić tym, którzy mnie nie znają.

 

Wiele lat śpiewałeś w zespole North Cape. Dlaczego grupa zakończyła działalność?

Tak - w North Cape śpiewałem ponad 10 lat. Był to okres burzliwych zmian w naszym życiu. Na początku byliśy młodzi i pełni zapału. Potem każdy z nas założył rodzinę, rozpoczął pracę zawodową, urodziły się dzieci. Czasu na zespół było coraz mniej, a ostateczne praca zawodowa zwyciężyła i nie byliśmy w stanie już dłużej się spotykać. Jakiś czas trwaliśmy w takim stanie zawieszenia, ale w końcu trzeba było sobie powiedzieć "dość". Wiem, że prawie każdy zespół przez to przechodził, ale my nie daliśmy rady.

Przy okazji chciałem pozdrowić chłopaków z North Cape i podziękować za wspólne chwile spędzone na próbach i koncertach. Razem zdobywaliśmy doświadczenie na scenie, dzięki zespołowi zainteresowałem się realizacją nagrań i nagłośnieniem, co w konsekwencji doprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem teraz.

 

Ryczące Dwudziestki nagrywały u ciebie płytę "acappella". Jak wyglądała praca z zespołem od strony realizatora nagrań? Co myślałeś wtedy o tej płycie, jako słuchacz? Czy zgadzasz się z opinią Pawła Jędrzejki, że to materiał na światowym poziomie?

Początkowo miałem lekką tremę, bo taki sławny zespół zdecydował się nagrywać w moim skromnym studiu. Znałem ich wcześniejsze płyty i wiedziałem, że będziemy nagrywać inną techniką niż do tej pory nagrywali. Panowie również byli trochę zaskoczeni, ale z biegiem czasu, gdy słyszeli co z tego wychodzi, zaakceptowali technologię. Praca z nimi przebiegała bardzo sprawnie. Nikt nie sprawiał problemów, nie "gwiazdorzył". Gdy miałem jakieś uwagi, to mogłem spokojnie o nich powiedzieć. Generalnie było wesoło i całkiem na luzie.

Gdy realizuje się nagranie, trudno stanąć z boku i obiektywnie ocenić, czy utwór jest fajny, czy nie. Zna się go na wskroś, każdy głos, każdy niuans. Te kawałki prześladują cię dniem i nocą. Jednak gdy kończyliśmy miksy, po paru dniach przerwy mogliśmy już swobodnie powiedzieć: "panowie, wykonaliśmy kawał dobrej roboty". Dopełnieniem jakości był mastering wykonany w zawodowym studiu masteringowym w Hamburgu.

Czy to materiał na światowym poziomie? Myślę, że jak najbardziej! Zapytałem dyskretnie Toma Meyera ze studia masteringowego, co o tym sądzi (a Tom wiele sław masterował). Odpowiedział, że to najlepszy materiał, z jakim miał styczność od długiego czasu.

 

Gdy otrzymałeś propozycję dołączenia do zespołu - co sobie pomyślałeś? Miałeś jakieś obawy?

Akurat wtedy Qnia przyniósł ciasto. Gdy mi powiedzieli, że chcą żebym do nich dołączył, to ciastko zostało w połowie drogi do ust i dopiero musieli mi przypomnieć, żebym je ugryzł...

Obawy miałem - jasne. Może nie tyle o występy, bo scena to dla mnie nie nowość, ale o sam udział w legendzie. Z North Cape rozstaliśmy się z powodu braku czasu, a przecież Dwudziestki mają o wiele więcej koncertów. Razem z żoną uznaliśmy, że skoro los postawił mi na drodze tych ludzi, to chyba trzeba szansę wykorzystać. Tym bardziej, że już się trochę znaliśmy. Ze wstępnych rozmów wynikało, że nie chodzi tylko o bas, ale o coś więcej - o techniczny krok do przodu, jakim mają być odsłuchy douszne i cała maszynownia z tym związana. Jako realizator dźwięku miałem szansę stworzyć komfortowe warunki odsłuchowe dla każdego niezależnie. Nie jest to prosta sprawa. Ciągle jeszcze się uczymy śpiewać w słuchawkach, ale już wiemy, że nie ma innej drogi.

 

Fot. Michał NowakDebiut Łukasza w RO20 - koncert w kościele św. Marii Magdaleny we Wrocławiu

Janusz Olszówka to znana postać sceny szantowej. Jesteś przygotowany na zmierzenie się z legendą? W relacji Maćka Ślusarczyka (www.shanties.krakow.pl) czytamy: "zespół stracił wiele ze swego dawnego brzmienia"...

Janusza bardzo cenię i podziwiam za jego wkład nie tylko w zespół, ale w ogóle w polską muzykę żeglarską a cappella. Wiedziałem, że porównania są nieuniknione, jak tylko zagramy pierwsze koncerty. Jasiu jest osobą bardzo charakterystyczną i głosowo, i wizualnie. Sam początkowo nie wyobrażałem sobie RO20 bez Jaśka. Skoro jednak tak się stało, to widocznie tak miało być.

Zagrałem jak dotąd pięć koncertów z Ryczącymi. Cztery z nich były super w opiniach wielu słuchaczy. Chociażby mój pierwszy występ w katedrze we Wrocławiu. Było zimniej niż na dworze, a jednak daliśmy radę i słyszałem potem wiele pozytywnych komentarzy.

Pech chciał, że piątkowy występ w Krakowie nie bardzo nam się udał (z różnych powodów), no i posypały się gromy, że zespół stracił brzmienie. Maciek wykonał kawał dobrej roboty relacjonując krakowski festiwal, ale nie ustrzegł się błędu wyrokowania na podstawie jednego dwudziestominutowego występu. Co więcej, niedzielny występ był już bardzo dobry (bisowaliśmy jako jedyny zespół). Cóż, tak to już jest, że 10 dobrych występów nie naprawi szkody wyrządzonej przez jeden zły (cytuję za Dziadkiem Władkiem).

W ostatnią sobotę daliśmy fajny autorski koncert w Katowicach, po którym całkiem zapomniałem już o tym krakowskim nieporozumieniu. Dziękuję wszystkim, którzy dodają mi otuchy (przede wszystkim kolegom z zespołu). Brzmienie zespołu nie powstaje w tydzień. Wszystko musi się dotrzeć i zgrać. Miałem nie lada zadanie, żeby przez kilka miesięcy skompletować sprzęt odsłuchowy, wszystko dopracować, no i nauczyć się głosów basowych. Myślę, że z czasem będzie coraz lepiej. Dajcie mi szansę!

 

RO20 ostatnio wychodzą na scenę z słuchawkami w uszach. Ty zaś między utworami podchodzisz do jakiejś konsolety i coś majstrujesz. Mógłbyś wyjaśnić mniej obeznanym słuchaczom, o co w tym chodzi?

Jak już wspomniałem, śpiewamy teraz w odsłuchach dousznych. Te wszystkie urządzenia, które mamy ze sobą na scenie służą właśnie do tego, żeby każdy z nas miał komfortowe warunki odsłuchowe - indywidualnie według własnych preferencji. Można powiedzieć, że ten sprzęt to taki szósty członek zespołu. W przyszłości posłuży on również do upiększenia koncertów, poprzez dodatkowe efekty dźwiękowe i wizualne. Plany są nieskończone...

 

Powiedz coś o planach zespołu na najbliższe dni, miesiące - już z tobą w składzie...

Zapraszamy serdecznie 27 marca do Żyrardowa, gdzie w Centrum Kultury o godz 18:00 odbędzie się nasz drugi (po Katowicach) autorski koncert. Generalnie dążymy do tego, żeby mieć jak najwięcej koncertów autorskich. Można wtedy zaprezentować publiczności możliwości zespołu, pokazać przekrój różnych gatunków muzycznych. RO20 w swoim repertuarze mają nie tylko muzykę żeglarską czy folkową, mają również pokaźny zbiór utworów gospel. Sporo nowych kawałków jest już w przygotowaniu, ale najpierw muszę nauczyć się głosów do, no może nie wszystkich, ale zdecydowanej większości utworów już śpiewanych, żebyśmy nie byli ograniczeni i mogli na koncertach zaśpiewać cokolwiek bez specjalnego przygotowania. Oczywiście koncerty na festiwalach i w tawernach w całej Polsce jak najbardziej są również w planach.

Zapraszam na naszą nieco odświeżoną stronę internetową www.ryczace20.pl oraz na nasz profil na Facebooku (link jest na stronie). Pozdrawiam wszystkich i liczę na to, że się nieraz spotkamy. Ja też chciałbym poznać ludzi, których kojarzę tylko z forum Szantymaniaka :-)

Informację wprowadził(a): Michał Nowak - godz. 18:41, 23 marzec 2010, wyświetlono: 6584 razy

Jeszcze nie skomentowano tego artykułu.
Copyright © 2004-2010 SZANTYMANIAK.PL. Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Technologia: strony internetowe INVINI