Artykuły
Wisienki na torcie, czyli benefis Starych Dzwonów na Szantach we Wrocławiu
Relacje
Ostatni koncert festiwalu "Szanty we Wrocławiu", Benefis obchodzących 30-lecie Starych Dzwonów, okazał się prawdziwą ucztą dla wielbicieli ich (i nie tylko ich) talentów, które dzięki komfortowym warunkom akustycznym sali CS Impart mogliśmy podziwiać w pełnej krasie.
Po trzech dniach śpiewów, tańców i zabawy do białego rana, niedzielny wieczór z Jubilatami i ich Gośćmi był chwilą oddechu i wyciszenia, może dlatego, że…
… Stare Dzwony przechodzą z życzliwym spokojem przez hałas i pośpiech — jak można było przeczytać w okolicznościowej ulotce — i żyją na dobrej stopie właściwie ze wszystkimi, z wyjątkiem głośnych i napastliwych. Śpiewają o swojej prawdzie, nie udowadniają niczego i nie porównują się z nikim. Cieszą ich i osiągnięcia, i plany, w każdy koncert wkładają serce, ciepło i ducha zabawy, cenią ludzi, którzy mierzą wysoko. Są sobą, każdy na swój sposób, niczego nie udając, z wdziękiem odchodzą od spraw młodości, chociaż jest kilka wyjątków (nie dotyczy to wdzięku…) Ciągle pytają i słuchają odpowiedzi; wiedzą, że może być ich wiele, nawet w opowieściach tępych i nieświadomych. Łagodni wobec siebie i innych, pozostają silni duchem i prawdziwą przyjaźnią. I idą swoją drogą przez ten piękny świat, pogodni, ku swoim Wyspom Szczęśliwym, bez pretensji do Pana Boga i Natury…
Nic dziwnego, że w takim właśnie duchu upływał ich Benefis, obfitujący zarówno w piosenki morskie, jak i te „od czapy” (notabene tyle przepięknych „czap” naraz dawno nie słyszałam…). Otworzył go utwór Jurka Porębskiego „Popłynęli koledzy”, a potem popłynęły inne znane z repertuaru zespołu piosenki, wśród nich pełne nostalgii „Portowa tawerna”, „Stary bar na Woolwich Road”, czy wreszcie „Nostalgia” (autorstwa dawnego członka zespołu, nieżyjącego już Janusza Sikorskiego), ale także zaśpiewane z werwą szanty, takie jak „Kongo River” czy „Julianna”.
Ponieważ nie od dziś wiadomo, że Stare Dzwony to cztery twórcze indywidualności i każdy z nich sam z powodzeniem potrafi przykuć uwagę słuchaczy, przewidziano także ich solowe odsłony.
Jurek Porębski zaśpiewał jedną ze swoich najnowszych piosenek, którą określił mianem „bardzo smutnej historii z życia wziętej”, a także moje ulubione „Tango zejmana”, prawdziwe wyzwanie dykcyjne, z którym poradził sobie jak zwykle wyśmienicie. Na scenę zaprosił również przyjaciela z USA, Patricka Lee, tłumacza swoich piosenek, z którym częściowo po polsku, częściowo po angielsku zaśpiewał wspólnie „Grytviken” oraz „Gdzie ta keja”. Wiecznie żywa „Keja” była zresztą swoistym motywem przewodnim całego koncertu, pojawiając się od czasu do czasu, ubrana w coraz to nowe, znane zupełnie skądinąd melodie…
Andrzej Korycki w swojej solowej odsłonie wystąpił wraz z Dominiką Żukowską, z którą od dawna tworzy niezrównany duet. Usłyszeliśmy garść tak ulubionych przez tę parę rosyjskich ballad i romansów, zabrzmiała także prawdziwa, zupełnie nieoczekiwana perełka — „Dumka na dwa serca” — która dosłownie zaparła słuchaczom dech w piersiach. Dominika, przyjęta jakiś czas temu do najszerszego składu Starych Dzwonów i zwana pieszczotliwie „ulubionym dzieckiem pułku”, kilkakrotnie jeszcze pojawiała się na scenie, wspierając Jubilatów swoim głosem i gitarą.
Inną „wisienką na torcie”, która wywołała na widowni dreszcze (zwłaszcza wśród pań) był solowy występ Ryszarda Muzaja, którego przepiękna barwa głosu zalśniła w piosence Carole King „You’ve got a friend”, dedykowanej Przyjaciołom, którzy nie opuścili go w potrzebie. Żal jedynie, że pozwolono nam cieszyć się tylko tym jednym utworem w jego wykonaniu… i to w czasie oczekiwania na zamontowanie się na scenie zwycięzców konkursu tegorocznych „Szant we Wrocławiu”. Myślę, że nie stałoby się nic, gdyby laureaci poczekali chwilkę dłużej, a Rysio Muzaj ucieszył słuchaczy jeszcze jakimś utworem, np. ze swojej solowej płyty.
A skoro już mowa o laureatach… Zespół oJ taM (niegdyś duet, obecnie kwartet) zaprezentował się z jak najlepszej strony, dowodząc słuszności werdyktu i zarówno jakością obu autorskich piosenek, jak i kunsztem ich wykonania, wpisując się w wysoki poziom niedzielnego koncertu. Wspaniałe nagłośnienie sali wydobyło wszystkie niuanse aranżacyjne i dodatkowo podkreśliło umiejętne operowanie dynamiką. Brawo, oJ taMki!
A wracając do solowych odsłon Starych Dzwonów… Zabrakło mi również krótkiego występu Marka Szurawskiego (och, jakże wpasowałaby się w klimat wieczoru np. pełna dramatyzmu opowieść o chińskim żeglarzu!), chociaż w jakimś stopniu Siurawa wynagrodził mi ten niedosyt swoją konferansjerką, która była najwyższej próby, jak wszystko tego wieczoru, łącznie z opowiedzianym ze sceny dowcipem, dowodzącym najlepiej, że Jubilaci, choć mają na karku swoje lata, do kwestii wieku podchodzą z właściwym sobie dystansem i humorem.
Ale o wyjątkowość benefisu Starych Dzwonów postarali się nie tylko Dostojni Jubilaci, lecz także zaproszeni Goście. Nie licząc Dominiki Żukowskiej, stanowiącej właściwie już niemal integralną część zespołu, wspomniałam dotąd o Patricku Lee. Prócz niego w koncercie wystąpili: Mirek „Koval” Kowalewski, Grzegorz „GooRoo” Tyszkiewicz, Sławomir Klupś z zespołem, Arek Wlizło, Waldemar Mieczkowski, Marek Majewski oraz Krzysztof Kowalewski (świętujący w piątek własny jubileusz wraz z macierzystym zespołem EKT-Gdynia), który kilkakrotnie ubarwiał przepięknym brzmieniem swojej gitary występy innych wykonawców.
Koval zadedykował Starym Dzwonom śliczną piosenkę ze swojej solowej płyty „Kovallady” — „Nie idź, wietrze, spać” — z życzeniami, żeby mimo nieuchronnie mijającego czasu wciąż jeszcze im się chciało… a wiatry kojarzyły się wyłącznie z pływaniem i żaglami. Jak to w przypadku utworów Mirka Kowalewskiego, melodyjny refren chętnie i szybko podłapała publiczność, podobnie zresztą jak w kolejnej piosence, o przezabawnym małym instrumenciku, zwanym ukulele, który w połączeniu z posturą Kovala tworzy niezwykle wdzięczny i rozbrajający wręcz obrazek.
Sławek Klupś, tym razem jedynie z częścią Atlantydy (skrzypek i akordeonista), dzielnie za to wspomagany wokalnie przez syna Wojtka, przypomniał jedną z dawno nie wykonywanych, młodzieńczych piosenek, w której zastanawiał się, dlaczego morze jest słone, potem zaś wykonał utwór pt. „Zapach lądu”, zdradzając, że w tej opowieści o rybaku wzorował się na piosenkach Jurka Porębskiego, znawcy tematu.
Największy chyba aplauz publiczności zyskał Grzegorz Tyszkiewicz, który przygotował się na benefis Starych Dzwonów jak nikt! Wręczył mianowicie Jubilatom obraz, przedstawiający ceremonię „spłacania Zdechłego Konia” (którą w swojej książce „Szanty i szantymeni” opisywał Marek, jeszcze wtedy, Siurawski) — powiększenie fotografii zrobionej w roku 1985, kiedy to na Shanties do krakowskiej Rotundy po raz pierwszy przyjechali zagraniczni goście, a na scenie widać zespół Stormalong John oraz Stare Dzwony, jeszcze z Januszem Sikorskim. „Skąd to wytrzasnąłeś?” — zdumiał się Marek. „A, to moja tajemnica!” — padła odpowiedź.
Do tego pamiątkowego prezentu GooRoo dorzucił równie nostalgiczną pieśń swojego autorstwa pt. „Moje Mazury”, a potem na tle znanego motywu z „Hit the road Jack” Raya Charlesa zaczął snuć barwną i porywającą opowieść o tym, w jaki sposób słynna sekwencja akordów trafiła do żeglarskiego hitu wszech czasów „Gdzie ta keja”. Tak oto kolejno dowiadywaliśmy się, że przekroczyła żelazną kurtynę i zagnieździła się w „Batumi” Filipinek, potem przewędrowała aż pod Moskwę („Podmoskownyje wiecziera” z filmu „Bitwa o Moskwę”), następnie wróciła do Polski, gdzie złapał ją Zbigniew Kurtycz („Cicha woda”), wreszcie zaś dotarła do Świnoujścia i wpadła wprost do głowy Jurka Porębskiego. Tu nastąpiła kulminacja tej fantastycznej opowieści — „Gdzie ta keja” — potem zaś zabrzmiały jeszcze dwa przykłady wykorzystania popularnej sekwencji akordów: „szanta cygańska”, czyli „Jadą wozy kolorowe” Maryli Rodowicz, oraz „Porque te vas” Jeanette (motyw przewodni filmu Carlosa Saury „Nakarmić kruki”).
Uff! To była prawdziwa perełka… chociaż trzeba przyznać, że trwała znacznie dłużej niż występy innych gości. Pewnie dlatego między innymi po jakimś czasie Marek Szurawski oznajmił z żalem, że ponieważ koncert MUSI się skończyć o umówionej godzinie (sztywne ustalenia organizacyjne z Impartem), pozostali goście zaprezentują się już tylko w jednej piosence. Usłyszeliśmy więc jeszcze Arka Wlizło w niezwykle klimatycznym utworze czeskiego pieśniarza i poety Jaromira Nohavicy „Sarajewo” (ach, jak pięknie zabrzmiał śpiewany przez całą widownię refren Jeszcze płonie ogień i szumi drzewo…), a także Waldka Mieczkowskiego w „Balladzie o wszechżonie”, swoistym hołdzie dla Janusza Sikorskiego, który choć ciałem nieobecny, wciąż zaznacza swoją obecność na scenie, co z radością podkreślił Siurawa.
Ostatni gość, Marek Majewski (podobnie jak Dominika Żukowska, członek najszerszego składu Starych Dzwonów), wystąpił na koniec już razem z Jubilatami w piosence, usiłującej matematycznie podejść do odwiecznego problemu wierności marynarzy i ich kobiet… popłynął więc chóralny refren: Tak się śpiewa po kilku winach o marynarzach, portach i dziewczynach.
Koncert zakończył się tradycyjnie, odśpiewanym gremialnie „Pożegnaniem Liverpoolu”, po którym już na sam koniec nastąpiło jeszcze jedno wyjątkowe pożegnanie. Domknęło ono ten szczególny koncert (otwarty piosenką Jurka Porębskiego „Popłynęli koledzy”) niczym klamra. Scena pociemniała, a jedyny snop światła skierowano na „kochanego Porębunię”, który cichutko zaśpiewał ostatnią zwrotkę innej swojej piosenki („Dziś przyjechali żeglarze”): Żeglarze dziś wypłynęli, szaro i pusto na kei, został po nich, wierzcie, nie wierzcie, kilwater pijany szczęściem...
Został po nich, wierzcie, nie wierzcie, kilwater pijany szczęściem... – powtórzyła wzruszona publiczność.
Zobacz także
W naszym archiwum
- Artykuły:
-
Koncerty:
- Orkiestra Samanta
- Orkiestra Samanta na Szantach we Wrocławiu
- Orkiestra Samanta na Festiwalu Szanty we Wrocławiu
- Orkiestra Samanta w Łykendzie
- Hoverla na Festiwalu Szanty we Wrocławiu
- XXIII Spotkania z Piosenką Żeglarską i Muzyką Folk "Szanty we Wrocławiu"
- Orkiestra Samanta na Szantach we Wrocławiu
- Okiestra Samanta na Festiwalu Szanty we Wrocławiu
- Orkiestra Samanta na Festiwalu Szanty we Wrocławiu
- Projekt Odyseja na Festiwalu Szanty we Wrocławiu
- XXII Spotkania z Piosenką Żeglarską i Muzyką Folk "Szanty we Wrocławiu"
- Orkiestra Samanta w Łykendzie
- Orkiestra Samanta na Festiwalu Szanty we Wrocławiu
- Orkiestra Samanta na 25 - leciu EKT Gdynia
- Stare Dzwony w studiu im. Jana Szyrockiego
- Nowiny:
- Wydawnictwa:
Informację wprowadził(a): Ela "Kwiatuch" Kołodziejczyk - godz. 19:29, 24 luty 2011, wyświetlono: 5941 razy