Artykuły
Zimowe rozmyślania - część V
Felietony
Na tegorocznym festiwalu SHANTIES w Krakowie wystąpi w jednym z koncertów zespół Packet. Co to za zespół, czym był i czym jest dzisiaj, pisze Anna Peszkowska. Wspomnień i refleksji część 5.
I tylko słońce krwawy dysk
schyliło już po ciężkim dniu.
Zmrok okrył ziemię, niebo, brzeg.
Wiecznego całun ścieląc snu...
„Mona" - pieśń z repertuaru Packeta, która zrobiła zaskakującą karierę. Nie umiem powiedzieć ile zespołów nagrało jej kolejne wersje (bo nie wszyscy pytają o zgodę). Natknęłam się w internecie nawet na wersję rockową! Ba - pisano o niej, że jest hymnem ratownictwa okrętowego SAR - co nie jest prawdą. Ale prawdą jest, że w wielu klubach jest zwyczaj wstawania i zapalania ognia (np. zapalniczek) w dowód szacunku. Miłe! Ta pieśń chyba najbardziej kojarzy się z naszym Packetem.
„Mona" powstała, gdy szukałam pieśni, która byłaby odpowiednia dla Doroty Potoręckiej. Czyli z tekstem bardziej odpowiednim dla dziewczyny. Muszę przyznać, że pisałam polski tekst do Mony z dużym przejęciem, zdając sobie sprawę, że opisuję prawdziwą, tragiczną historię łodzi ratowniczej (wg "The Lifeboat Mona").
Mirek Peszkowski - Pestka, gdy werbował chętnych do zespołu, na początku nie chciał słyszeć o kobietach. Szanta to rzecz męska! Ale dał się przekonać argumentami, że harmonia bogatsza, a i przecież nie samą szantę klasyczną będziemy „uprawiać". I tak właśnie w skład zespołu weszła Dorota, dysponująca mocnym, niskim jak na kobietę głosem. Lecz los chodzi swoimi drogami i macierzyństwo dość szybko na czas dłuższy wyeliminowało ją z zespołu. Ale jak pisałam, była z nami na pierwszym naszym, tak udanym występie na „Shanties".
Dorotę Potoręcką, szybko zastąpiła Punia - Dorota Zaborowska-Sawka. I to jej przepiękny, o wspaniałej skali i niepowtarzalnej barwie, głos, utrwalony na płycie, tak naprawdę rozsławił „Monę".
A zespół - uskrzydlony pierwszymi sukcesami, już z niezłym zapleczem klubowym - parł do przodu. Latem 1987 roku, w środku sezonu, po wielu już innych występach, dostaliśmy „zlecenie" na występ na sopockim molo. Wiedzieliśmy, że będzie to duży koncert, że będą też inne zespoły. Nikt z nas jednak nie przypuszczał, że będziemy występować po jednym, a przed drugim zespołem rockowym, których nazw nie wymienię, ale które znajdowały się wówczas na topach list przebojów! Taka „zbitka", delikatnie mówiąc, nas zaniepokoiła. Zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy przed sobą publiczność nastawioną na coś zupełnie innego!. Jak wyjść w naszych „dumnych mundurkach" przed fanów rocka... Ale pomysł nasunął się szybko. Gdy na estradę weszło dziesięć osób i bez zapowiedzi ryknęło a'cappella klasyczną szantę - na widowni zrobiło się cicho! Zaskoczenie! Zatrzymali się nawet spacerowicze! Poszło wspaniale. Mieliśmy chyba wtedy, po raz pierwszy, prawdziwe, profesjonalne nagłośnienie. To brzmiało! Brzmiało tak dobrze, że tego samego roku zdobyliśmy Grad Prix na Bałtyckim Festiwalu Piosenki Morskiej w Gdyni.
O następnych sukcesach, nieskromnie w następnym odcinku.
Anna Peszkowska
P.S. Nie bez powodu zacytowałam tę akurat zwrotkę z tekstu pieśni „Mona". Kiedyś, przed laty, ktoś wydrukował ją w jednym ze śpiewników z błędem, który gubił sens całej strofy, a który jest nie tylko powielany w innych śpiewnikach, ale i śpiewany błędnie do dziś. Oryginał brzmi jak powyżej.
Zobacz także
W naszym archiwum
- Artykuły:
- Koncerty:
Informację wprowadził(a): Grzegorz "Gooroo" Tyszkiewicz - godz. 18:46, 7 luty 2011, wyświetlono: 5978 razy